Audi A4, czyli dramat w czterech aktach

14 sty 2020

Historia ta pokazuje, jak nieskuteczne może być stosowanie w warsztacie taktyki zwanej w wojskowym żargonie „rozpoznaniem bojem”. Polega ona na wymienianiu różnych części na podstawie tylko jednej przesłanki – podejrzeń. 

 

Pewnego dnia do niezależnego, lecz dobrze wyposażonego warsztatu zadzwonił pewien dżentelmen, który chciał zorientować się, czy w rzeczonym zakładzie podejmą się zmierzyć z awarią trapiącą jego niemłode auto, Audi A4 1.8 z 1996 roku wyposażone w czterocylindrowy silnik benzynowy o 20 zaworach. Jak zreferował, samochód od pewnego czasu miał problemy z zapalaniem na zimno, a jak już zapalił, to jechał jakoś słabo, a silnik się krztusił. Od trzech miesięcy właściciel pojazdu (jak się później okazało, noszący wdzięczne imię Wiesław) bezskutecznie próbował naprawić auto. Efekt tych wysiłków był taki, że przybywało tylko wymienionych części, koszty rosły zbliżając się do irracjonalnego poziomu, tymczasem samochód szwankował dalej.

Ponieważ niezależny, lecz dobrze wyposażony warsztat miał zwyczaj podejmować każde wyzwanie (o ile nie pojawiały się problemy innej, niż techniczna, natury), zaproszono pana Wiesława oraz jego Audi.

Szef warsztatu był przekonany, że w dosyć popularnym i leciwym modelu żadnych tajemnic być nie może, ale w jego głowie zaczęły kiełkować wątpliwości, kiedy ujrzał worek z wymienionymi częściami, który przytaszczył ze sobą właściciel Audi. Pan Wiesław usiadł, westchnął ciężko, a następnie opowiedział o swoich dotychczasowych warsztatowych przygodach.

Akt I

Otóż kupiony z drugiej ręki samochód przez kilka lat jeździł bezawaryjnie, lecz jak już wspomnieliśmy, pewnego dnia zaczął zdradzać objawy awarii. Co do przebiegu pojazdu, pan Wiesław był realistą i stwierdził, że kiedy nabywał pięcioletnie auto, miało ono na liczniku coś ze sto dwadzieścia tysięcy kilometrów, ale był przekonany, że ów przebieg należy potraktować jedynie jako deklarację handlarza o tym, że pojazd jest w dobrym stanie technicznym. On jednak, Wiesław, przypuszcza osobiście, że Audi miało nawiniętych kilometrów co najmniej dwa razy tyle. Od tego zaś czasu samochód przejechał kolejne 100 tysięcy. Krótko po zakupie pan Wiesław przezornie zlecił wymianę rozrządu, który ponownie wymieniony został niespełna rok temu.

Kiedy samochód zaczął mieć problemy z zapalaniem i ogarnęła go niemoc, pan Wiesław udał się do pobliskiego warsztatu. Tam mechanik bez najmniejszego wahania orzekł, że najpierw należy wymienić świece zapłonowe oraz przewody. Kiedy jednak to nie pomogło, po dłuższym tym razem namyśle, postanowił wymienić czujnik temperatury oraz sondę lambda, bo nie tak dawno miał podobny przypadek i taka właśnie wymiana pomogła.

Niestety, tym razem niemoc nie ustąpiła, a mechanik stwierdził, że nie ma bladego pojęcia, gdzie szukać przyczyny niesprawności. Polecił natomiast inny warsztat, wyposażony w „komputer”, wyrażając nadzieję, że tam sobie z awarią poradzą.

Akt II

Tak oto pan Wiesław trafił do innego warsztatu, w którym zgodnie z obietnicami pierwszego mechanika przeprowadzono badanie komputerowe. Skłoniło ono tamtejszych fachowców do wymiany przepustnicy, a gdy to nie pomogło, również przepływomierza.

Oczywiście samochód zupełnie nie przejmował się wysiłkami mechaników i dalej wykazywał symptomy awarii. Ponowne badanie komputerowe wykazało jednak, że pamięć błędów jest czysta, co tylko skomplikowało sprawę. Wtedy też mechanik z drugiego warsztatu stwierdził, że mechanik z warsztatu pierwszego najprawdopodobniej sam wprowadził do sterownika błędy przepustnicy i przepływomierza, kiedy wypinał złącza elektryczne tych elementów. – Tak to panie jest, jak się robi po kimś – burknął mechanik z warsztatu drugiego, który przy okazji wydał się (mechanik, nie warsztat) panu Wiesławowi antypatyczny do tego stopnia, że pan Wiesław postanowił, iż jego noga więcej w tym zakładzie nie postanie.

Akt III

Tak oto nasz bohater trafił do kolejnego, przypominamy – trzeciego już specjalisty. Ten, zapoznawszy się z historią awarii i wszystkich związanych z nią wymian, uznał, że skoro wymieniono już podejrzane elementy układu zapłonowego, a także dolotowego, to najwyższa pora zająć się układem paliwowym. Jak mawiał dziadek Jacek Poszepszyński: trzask prask i po wszystkim – wymieniono pompę paliwową. A kiedy okazało się, że nowa pompa nie wzniosła do sprawy nic nowego, specjalista zamyślił się, a następnie orzekł, że jeśli chodzi o układ dolotowy, to sprawa nie została jeszcze całkiem wyjaśniona i pewnie gdzieś jest jakaś nieszczelność, przez którą do układu dostaje się „lewe” powietrze. Wymieniono więc kolektor dolotowy wraz z uszczelką i, jak słusznie domyślasz się Czytelniku, zupełnie niepotrzebnie.

Specjalista z warsztatu trzeciego uznał jednak najwyraźniej, że worek z wymienionymi częściami jest jeszcze nie dość okazały, postanowił więc do kolekcji dołączyć również wtryskiwacze wraz z listwą. Także ten akt desperacji nie wzruszył Audi, które dalej wykazywało oznaki słabości.

Efekt tych wszystkich zabiegów był taki, że pan Wiesław po nieprzespanej nocy postanowił sprzedać auto za każde pieniądze, choćby miał resztę życia jeździć tylko komunikacją miejską. Na tym zakręcie swojego życia przekonał się jednak, jakim wspaniałym darem od losu bywa żona. Oto bowiem połowica pana Wiesława powiedziała, że jej koleżanka z pracy zna pewien warsztat, w którym mężowi owej koleżanki naprawili samochód, który wydawał się całkiem nie do naprawienia. Roztropna żona pana Wiesława przekonała męża, żeby do owego warsztatu chociaż zadzwonił i zapytał. Tak oto zatoczyliśmy pętlę w czasoprzestrzeni i z powrotem znaleźliśmy się tam, gdzie nasza opowieść się zaczęła, czyli w kantorku szefa niezależnego, lecz dobrze wyposażonego warsztatu. Siedział tam osowiały pan Wiesław, który właśnie skończył swoją niewiarygodną, ale jednak prawdziwą opowieść.

Akt IV, ostatni

Wysłuchawszy jej, szef warsztatu ocknął się, jakby właśnie skończył czytać jakąś wciągającą a przy tym smutną książkę. Niedola pana Wiesława naprawdę go poruszyła. – Zrobimy co w naszej mocy. Mogę panu jedno obiecać: nie wymienimy żadnej części, jeśli nie uzyskamy całkowitej pewności, że jest ona naprawdę niesprawna – powiedział szef. Pan Wiesław uśmiechnął się smutno, słysząc te płynące ze szczerego serca słowa pociechy i pożegnawszy się, wyszedł. Audi zostało zaś w warsztacie.

Na dzień dobry samochód został podłączony do testera diagnostycznego. O dziwo w pamięci sterownika nie było żadnych błędów. Mechanik Marcin zasiadł więc za kierownicą Audi i udał się na jazdę próbną. Kiedy kwadrans później wrócił, zameldował: – Szefie, padaka całkowita, nie jedzie, szarpie, przerywa, nie wchodzi na obroty.

– No to rób co trzeba – wydał dyspozycję pryncypał.

No i Marcin wiedział, co robić trzeba. Sprawdził oto parametry rzeczywiste i w ten sposób po raz pierwszy w całej tej dramatycznej historii udało się złapać jakiś trop. Badanie wykazało bowiem niewłaściwy kąt wyprzedzenia zapłonu. Marcin postanowił zatem zajrzeć do rozrządu. Po zdjęciu osłon, okazało się, że pasek wygląda jak nowy, a znaki pokrywają się idealnie. Marcin wiedział jednak, co ma jeszcze sprawdzić i kiedy to uczynił, nadeszła wiekopomna chwila – przyczyna awarii została wreszcie odnaleziona.

Kiedy szef warsztatu zadzwonił do klienta, by powiadomić go o rozwikłaniu zagadki i przedłożyć wstępny kosztorys naprawy, pan Wiesław, zanim wydobył z siebie głos, milczał dłuższą chwilę, tak jakby wzruszenie ścisnęło mu gardło.

Cała historia zakończyła się happy endem. Audi zostało skutecznie naprawione i odzyskało dawny wigor, tak jak jego właściciel odzyskał dawny humor.

Czas już wyjaśnić, co też było przyczyną niesprawności Audi. Otóż całe zło tkwiło w rozrządzie. Jednak, aby się o tym przekonać, należało zajrzeć z drugiej strony, gdzie znajduje się krótki łańcuch napędzający wałek dolotowy. Za jego napinanie odpowiada hydrauliczny napinacz, który działał niewłaściwie. Okazało się, że zapychał się kanał doprowadzający olej do głowicy i zbyt mało go trafiało do napinacza. Napięcie łańcucha było nieprawidłowe, skutkiem czego wałek dolotowy przestawił się, co spowodowało opóźnianie zapłonu i kompletną niemoc.

Wojciech Słojewski, Wocar

Zostaw Komentarz