Drapieżność jagulara, czyli ile może kosztować naprawa elektrycznego samochodu

10 mar 2021

Niedawno opisaliśmy historię elektrycznego samochodu, który po wyjątkowo mroźnej nocy zmienił się niemal w elektryczny samostój. Okazało się bowiem, że deklarowany wieczorem zasięg skurczył się po wpływem mrozu kilkukrotnie, a kierowcy ledwo udało się dojechać do najbliższej stacji ładowania.

Elektromobilność odkrywa przed nami tajemnice, których próżno szukać w reklamowych folderach, o czym świadczy również ta oto historia z Norwegii. Kto miał okazję podróżować po tym pięknym kraju, wie, że samochody elektryczne są tam niezwykle popularne, po pierwsze ze względu na zamożność obywateli, po drugie – politykę państwa, które zdecydowanie postawiło na elektryfikację i niedługo zakaże rejestrowania aut z konwencjonalnym napędem. Nie mamy pewności, czy taka polityka jest do końca słuszna, ale w przeciwieństwie do bajań naszych elektropromotorów jest przynajmniej logiczna, bo Norwegowie mają prąd ze źródeł odnawialnych, a nie z elektrowni węglowych jak my. Jeśli więc ma się ochotę na przegląd elektrycznych modeli oferowanych na światowych rynkach, najlepiej skoczyć do Oslo lub Bergen, gdzie na ulicach wprost roi się od elektryków. Z pewnością dostrzeżemy wśród nich szykownego Jaguara I-Pace. „Poczuj czystą moc 400 KM zapewnioną przez dwa silniki elektryczne Jaguara I-PACE. Drapieżny duch Jaguara przeniesiony do samochodu przyszłości z zasięgiem 470 km” – woła z emfazą reklamowy slogan.

Drapieżnego charakteru jagularów szalenie obawiał się Prosiaczek, przyjaciel Kubusia Puchatka. Obawiał się całkiem słusznie, o czym przekonał się pewien norweski użytkownik Jaguara I-Pace, kiedy oddał samochód do autoryzowanego serwisu na przegląd. Norweski portal motoryzacyjny motor.no poinformował, że podczas rutynowej kontroli mechanik odkrył niewielką dziurę w podłodze, która powstała najprawdopodobniej w wyniku uderzenia jakimś ostro zakończonym przedmiotem, prawdopodobnie kamieniem. Dwa różne autoryzowane serwisy Jaguara wyceniły naprawę na, uwaga: ponad 350 tysięcy koron norweskich, czyli około 160 tysięcy złotych, co stanowi połowę wartości 1,5 rocznego Jaguara I-Pace.

– Zwariowali? Nie można tej dziury po prostu zaspawać – zakrzyknie pewnie wielu Czytelników. Ano podobno nie można. Procedury serwisowe przewidują bowiem w takim przypadku wymianę płyty podłogowej oraz ponowną instalację baterii w obudowie, do czego niezbędne jest zastosowanie arcydrogiej pasty uszczelniającej i termoprzewodzącej, której koszt oszacowany został na prawie 60 tysięcy złotych.

Norweski portal zauważa, że podobne procedury naprawcze przewidują wszyscy producenci samochodów elektrycznych, bowiem nikt nie chce brać na siebie odpowiedzialności ewentualnych wypadków porażenia prądem spowodowanych uszkodzeniami. Dlatego nawet, wydawałoby się, błahe kolizje okazują się finansowo rujnujące. W Norwegii coraz więcej elektrycznych samochodów jest z tego powodu złomowanych.

W tym miejscu przypomina się uwaga wygłoszona przez Puchatka: „Jagulary zawsze tak robią – rzekł Puchatek mocno zaciekawiony. – Wołają: „Pomocy! Pomocy!”, a kiedy patrzy się w górę, zlatują na dół na tego, kto patrzy.”

Zostaw Komentarz