Jak odejść od węgla, prądu i miejsc pracy w przemyśle motoryzacyjnym

17 lis 2021

I wtedy ja na dany znak
Prężąc i śmiejąc się szampańsko
Wychodzę ubrany w biały frak
I mówię: dobry wieczór Państwu!

Tą zwrotką kończy się piosenka Wojciecha Młynarskiego, która przypomniała nam się, kiedy dowiedzieliśmy się o podpisaniu przez Pana Premiera na szczycie klimatycznym w Glasgow deklaracji, w myśl której w Polsce od 2035 roku sprzedawane będą wyłącznie samochody bezemisyjne, czytaj: elektryczne.

Pan Premier potwierdził kolejny raz, że potrafi, jak to się mówi, skraść show. Nam, oraz zapewne całej krajowej motoryzacyjnej publiczności z wrażenia opadły szczęki. Ameryka, Niemcy, Francja – kraje, w których już produkuje się elektryczne samochody, deklaracji nie podpisały. U nas w Jaworznie, gdzie ma postać wytwórnia elektrycznych samochodów, wciąż jeszcze szumi lasek, który rząd już jakiś czas temu obiecał wyciąć, ale do elektromobilnej awangardy zapisaliśmy się już teraz.

Plan upowszechnienia w kraju elektromobilności jest tym bardziej ambitny, że ten sam rząd oświadczył, że od węgla będziemy odchodzić do roku 2049, zaś inne czcigodne usta ogłaszały, że mamy go na sto lat. Wychodzi więc na to, że elektryczne samochody owszem wprowadzimy, ale będziemy je podłączać do węglowych elektrowni.

A może dekarbonizacja polskiej energetyki pójdzie szybciej niż to przewidują rządowe założenia? Prognostyki już są: w elektrowni Bełchatów kilka miesięcy temu doszło do poważnej awarii, która wyłączyła dziesięć bloków energetycznych, w Jaworznie zepsuł się od razu nowo zbudowany blok za ponad 6 miliardów złotych, z kolei w oprotestowanym przez Czechów Turowie, jak dziś donosi prasa, doszło kilka lat temu do osunięcia się zwałowiska popiołów z elektrowni, które przysypały część odkrywki i zniszczyły maszynerię za setki milionów złotych. Tak więc, o ile w sprawie naszego elektrycznego samochodu narodowego wciąż cicho jak w kościele, o tyle w odchodzeniu od węgla i w ogóle od prądu zanotowaliśmy postępy.

Panu Premierowi chcielibyśmy jeszcze na wszelki wypadek przypomnieć, że przemysł motoryzacyjny w Polsce, który wytwarza przede wszystkim części i komponenty, zapewnia 8% procent polskiego PKB. Znaczna część tych zakładów zaangażowana jest w produkcję związaną z technologią napędów konwencjonalnych. Skazanie silnika spalinowego na banicję oznacza więc redukcję miejsc pracy, produktu krajowego brutto – i co może Pana Premiera szczególnie zainteresować – wpływów do budżetu. Wiedzą o tym dobrze w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Francji, gdzie motoryzacja jest bardzo ważnym lub wręcz kluczowym sektorem gospodarki. Dlatego tamtejsze rządy nie wyrywały się do składania podpisów pod deklaracją. Cóż, nie wszyscy mają szczęście do wizjonerów.

Zostaw Komentarz