Komputerowa kalibracja i adaptacja choinki zapachowej

02 lut 2022

Nasz korespondent z niezależnego, ale dobrze wyposażonego warsztatu, czyli młody doradca serwisowy, o którego przygodach już zresztą pisaliśmy, podzielił się z nami pewną refleksją. Otóż homologacja dotycząca danego modelu samochodu powinna być jego zdaniem przyznawana dopiero wtedy, kiedy przedstawiciel producenta udowodni, że da się wymienić żarówki bez konieczności wymontowywania lamp, demontowania innych elementów, podnoszenia samochodu celem dostania się do lampy od spodu oraz wykonywania różnych innych figur wymagających elastycznej kości przedramienia zdolnej zginać się pod kątem 90 stopni, i to w kilku miejscach naraz, oraz sprawności manualnej słynnego magika Houdiniego. Doradca serwisowy wyraził kategoryczne żądanie, aby pojazdy niespełniające tego wymogu pod żadnym pozorem nie były dopuszczane do ruchu.

Zaintrygowani, wzięliśmy naszego znajomego w krzyżowy ogień pytań, by dowiedzieć się, skąd u spokojnego na co dzień człowieka taki emocjonalny stosunek do banalnej w końcu czynności wymiany żarówki.

Żadnej tam banalnej – zaoponował młody doradca. – Mechanikom może być wszystko jedno, czy podczas wymiany żarówek muszą demontować zderzak albo nadkole. Wyrabiają swoje roboczogodziny i cześć. Ale kto potem to wszystko musi tłumaczyć klientom, którzy za wymianę żarówki płacą? Ja! – zawołał młody doradca z taką emfazą, jakby wygłaszał jakąś doniosłą kwestię z dramatu Szekspira. – No i tłumacz takiemu, że od ręki mu żarówki nie wymienimy, więc musi zostawić samochód. Albo wyjaśniaj skąd taka cena usługi, bo przecież w Polonezie to się po ciemku jedną ręką dało wymienić. Aż się człowiek w język gryzie, żeby nie powiedzieć: jeździj pan Polonezem – żalił się młody doradca serwisowy.

Pocieszyliśmy naszego znajomego, że z czasem ten problem z wymianą żarówek przeminie, a to dlatego że Europejska Komisja Gospodarcza ONZ już w 2011 roku zobowiązała producentów do takiego konstruowania systemów oświetlenia, żeby żarówki można było wymienić samodzielnie, bez specjalistycznych narzędzi. Tak więc żądanie doradcy serwisowego zostało spełnione, zanim je wyraził.

Młody doradca miał jednak tego dnia melodię do kontestowania, bo chwilę pomilczał, a następnie wypalił: – Ciekawe kiedy wprowadzą przepis, żeby w każdym samochodzie dało się wymienić akumulator albo olej bez potrzeby adaptacji testerem diagnostycznym. Bo w jednym można, w innym się nie daje. Do jednego klienta to dociera, a drugi ma pretensję. I do kogo ma? Do mnie ma! – zawołał w uniesieniu.

Niestety tym razem nie mieliśmy dla naszego znajomego słowa pocieszenia, albowiem wszystko wskazuje, że będzie coraz gorzej. Koncerny samochodowe pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa wprowadzają takie rozwiązania, żeby zagwarantować sobie uprzywilejowaną pozycję na rynku i niedługo już wszystko trzeba będzie autoryzować w centralnym systemie, nawet choinki zapachowe! Tym razem to my się unieśliśmy, a młody doradca patrzył nas z troską, a następnie zaproponował zimną wodę z warsztatowego dystrybutora. Na uspokojenie.

 

 

1 comments
  1. Co racja to racja. W corolli 1997 żeby wymienić żarówkę, trzeba było albo aku, albo zbiornik płynu do szyb wyjąć. Już wtedy stwierdziłem, że ktoś nas robi w konia.

Zostaw Komentarz