Kulawa cytryna

08 gru 2020

Historia ta pokazuje, jak ważną sprawą jest nie tylko dostęp do szczegółowych danych technicznych, ale również chęć do korzystania z nich, co obowiązkowo powinno być nawykiem każdego warsztatowca.

 

Pan Andrzej kupił swojego Citroena C3 z drugiej ręki. Poszukiwał auta od pierwszego właściciela oraz kupionego w polskim salonie, ponieważ uznał, że ograniczy w ten sposób ryzyko trafienia na jakiegoś podpicowanego grata ściągniętego z niemieckiego komisu o tureckich korzeniach. Przed decyzją o zakupie samochodu naczytał się bowiem i nasłuchał o różnych sposobach naciągania klienta przez zawodowych handlarzy. Zdawał więc sobie sprawę, że radosna deklaracja sprzedającego w rodzaju „100% bezwypadek” oznacza najwyżej tyle, że w dzwonie, po którym auto zostało poskładane do kupy, nikt się nie zabił. Z kolei nienagannie prowadzona książka serwisowa, przedstawiana jako gwarancja niezaszarganej przeszłości samochodu mogła być prowadzona przez samego handlarza, który pięknie, lecz zaocznie powpisywał w rubryki różne bajdy za 10 lat wstecz.

Znaleźć w powodzi ofert samochód sprzedawany osobiście przez właściciela, w dodatku pierwszego, nie jest łatwo. Poszukiwania trwały więc długie tygodnie, a pan Andrzej każdy ranek zaczynał od przejrzenia ofert na portalach handlowych. Wreszcie udało mu się wypatrzeć na drugim końcu Polski wspomnianego Citroena C3, sprzedawanego przez pierwszego właściciela. Auto miało kilka lat i wiarygodny przebieg. Pan Andrzej szybko więc zaklepał samochód, pojechał na miejsce i po obejrzeniu auta sfinalizował transakcję.

Krzywo stoi

Rzeczywiście, samochód okazał się być dobrze utrzymany i wydawało się, że w najbliższym czasie nie będzie wymagał żadnych interwencji warsztatowych. Jest jednak, opisane zresztą zjawisko, że niezawodny dotąd samochód, po zmianie właściciela z niezrozumiałych przyczyn zaczyna szwankować. Tak było i w tym przypadku.

Oto bowiem, po miesiącu nienagannego sprawowania, Citroen się ochwacił. Pan Andrzej zauważył któregoś dnia, że samochód jakoś tak krzywo stoi na parkingu. Zamiast do pracy pojechał więc ostrożnie do pobliskiego warsztatu, gdzie miejscowy specjalista po zajrzeniu pod auto orzekł, że z przodu po lewej stronie pękła sprężyna zawieszenia i należy wymienić skutkiem tego obie sprężyny. Pan Andrzej westchnął i po oszacowaniu kosztów naprawy zostawił samochód w warsztacie.

Jakiś czas po operacji wymiany sprężyn pan Andrzej zaobserwował, że podczas jazdy po nierównej nawierzchni auto jakoś niestabilnie się zachowuje. Przyprawiało go to o coraz większy niepokój, zwłaszcza, gdy przejeżdżał przez rondo, które przecinały szyny tramwajowe. Citroen bowiem wpadał tam w nerwowe pląsy.

Wyciekło z amortyzatora

Użytkownik stawił się zatem w warsztacie po raz drugi i zameldował o niepokojących objawach. Mechanik zajrzał gdzie trzeba, a następnie stwierdził, że jeden z amortyzatorów trafił szlag. Olej wyciekł i amortyzator stracił całkowicie zdolność tłumienia, stąd owo niepojące zachowanie auta na nierównej drodze.

– Amory się wymieni, przestanie się gibać – wyjaśnił fachowiec. I rzeczywiście, po założeniu nowych auto zaczęło pewnie przejeżdżać przez tramwajowe torowisko. Niestety pojawiły się nowe niedogodności.

Otóż kierownica jakoś ciężej zaczęła się obracać. Pan Andrzej jeździł tak przez kilka tygodni, wreszcie nie wytrzymał i kolejny raz wybrał się do warsztatu. Mechanik coś tam posprawdzał, pomajtał przy kierownicy, a następnie wskazał winnego – łożyska w mocowaniu macphersonów. Pan Andrzej rad nie rad przystał na kolejną naprawę. Łożyska wymieniono, a Citroen powrócił do służby.

Niestety wymiana łożysk w niewielkim stopniu wpłynęła na poprawę sytuacji. Pan Andrzej zadzwonił do warsztatu, by podzielić się spostrzeżeniami, lecz usłyszał, że prawdopodobnie coś jeszcze szwankuje w układzie kierowniczym, pewnie przekładnia. Zapuściwszy się w gąszcz internetu, właściciel auta stwierdził, że wymiana przekładni to wydatek, którego żadną miarą ponieść teraz nie zdoła, a to głównie z uwagi na niedawne warsztatowe wydatki.

Ściąga w prawo

Citroen jeździł sobie, mimo tych niedogodności, spokojnie przez następnych kilka tygodni. W tym czasie jego właściciel zaobserwował jednak, że auto ściąga lekko w prawo. Zadzwoniwszy do warsztatu usłyszał, że najprawdopodobniej opony są już do bani. Postanowił jednak tego nie sprawdzać, lecz spokojnie doczekać wymiany opon na zimowe. Jakoż nastał listopad i pan Andrzej postanowił zmienić wreszcie ogumienie. Trafił przy tej okazji do pewnego niezależnego, lecz dobrze wyposażonego warsztatu, który w szerokiej palecie usług miał również usługi oponiarskie.

Tam podzielił się swoją rozterką dotyczącą ciężko obracającej się kierownicy i ściągania oraz podejrzeniami dotyczącymi ogumienia. Mechanik sprawnie zmienił opony na zimowe, a następnie w towarzystwie klienta wyruszył na jazdę próbną. Okazało się, że wymiana opon nie pomogła, auto nadal lekko ściągało w prawo, a kierownica stawiała podczas obracania większy opór niż powinna.

– Pewnie wypadałoby zmienić łożyska i poduszki na kolumnach – stwierdził mechanik.

– Przecież właśnie dopiero co były wymieniane – odparł pan Andrzej zbolałym głosem i opowiedział ze szczegółami całą historię awarii, które trapiły Citroena, po czym wyznał, że jego wdzięczność nie będzie miała granic, jeśli uda się problem usunąć.

Tak oto w niezależnym, lecz dobrze wyposażonym warsztacie zainicjowane zostało dochodzenie, które zaczęło się od zupełnie banalnej wymiany opon.

Co mówi pismo

Mechanik otrzymał zgodę na demontaż kolumn, a auto znalazło się na podnośniku. Po rozebraniu kolumn okazało się, że są tam rzeczywiście nowe elementy, z tym że sprężyny nie pasują do gniazd w poduszkach macphersonów. Przyczyna opornego obracania się kierownicy i ściągania wydawała się oczywista.

W pierwszym odruchu mechanik pomyślał, że zastosowane sprężyny po prostu zostały źle dobrane i nie pasują do tego samochodu. Zamówiono zatem jeszcze jeden komplet, żeby je porównać. Okazało się jednak, że oba komplety sprężyn są identyczne i oba identycznie nie pasują do poduszek. Mechanik był tym faktem zaskoczony, ale wówczas postanowił zrobić to, od czego powinien zacząć, czyli zajrzeć do dokumentacji technicznej zawierającej rysunek opisujący montaż macphersonów w tym modelu samochodu. Był to krok właściwy. Rzut wprawnego oka na rysunek i porównanie go z kolumnami wyjętymi z „cytryny” wystarczył, by odkryć przyczynę perypetii. Naprawa i korekta geometrii sprawiły, że wszystko wróciło do normy. Citroen zaczął jeździć jak należy, a jego właściciel przestał się martwić, że kupił samochód z ukrytą wadą.Przestudiowanie rysunków pozwoliło odkryć, że w kolumnach brakuje tulei przejściowych pomiędzy sprężyną, a łożyskiem poduszki. Podczas montażu sprężyn w poprzednim warsztacie, nie włożono ich na miejsce. Może ktoś uznał, że są niepotrzebne.

 

Wojciech Słojewski, Wocar

Zostaw Komentarz