Niech się kura niesie złotymi jajami,
czyli o wsparciu polskiego przemysłu motoryzacyjnego

03 lis 2021

Półprzewodników brakuje, produkcja samochodów więdnie, a przestoje w fabrykach ciągną na dno dostawców komponentów, którzy nie mają jak sprzedać swoich wyrobów. W kłopoty wpadają też kooperanci dostawców, oraz dostawcy tych kooperantów. Słowem – przez te przeklęte chipy mamy światowy kryzys w motoryzacji i człowiek zaczyna tęsknić za czasami, kiedy samochody w ogóle nie słyszały o żadnych chipach, a mimo to jeździły.

Na światowym rynku widać też zjawisko znane starszym z czasów Polski Ludowej, czyli tzw. kupowania spod lady od zaprzyjaźnionej kierowniczki sklepu czy kioskarza. Otóż wszystko wskazuje na to, że europejscy producenci samochodów dostali po łbie chipowym deficytem mocniej niż azjatyccy konkurenci, którzy widząc, co się święci, zawczasu nakupili tych chipów na zapas, korzystając z tego, że są bliżej źródeł zaopatrzenia. Dla Europejczyków już nie starczyło, więc odesłano ich z kwitkiem.

Światowe zawirowania sprawiły, że polscy producenci komponentów znaleźli się naprawdę w trudnej sytuacji, bo nie stać ich na finansowanie przestojów. Zwalniać pracowników nikt nie chce nie tylko z oczywistych względów społecznych, ale również z tego powodu, że jak już się ta chipowa obstrukcja wreszcie odetka, trzeba będzie szybko wznowić produkcję, i to pełnym gwizdem, żeby się wyrobić z realizacją zamówień. Według ekspertów bryndza na rynku ma co prawda potrwać jeszcze rok, ale potem dostawy półprzewodników będą się już odbywać bez zakłóceń i na rynku motoryzacyjnym nastąpi mocne odbicie.

Tego szczęścia trzeba jednak jakoś dożyć, a bez pomocy się raczej nie uda. Przemysł motoryzacyjny apeluje więc do państwa, żeby przygotowało jakąś tarczę i dołożyło się np. do płacenia załogom postojowego.

Nie wiemy jeszcze, co państwo na to, ale my na jego miejscu sięgnęlibyśmy do sakiewki i coś wyskrobali. Tak się bowiem składa, że przemysł motoryzacyjny zapewnia 8% polskiego PKB i związane z tym odpowiednie wpływy podatkowe. Polska zdążyła się wyspecjalizować w produkcji części i komponentów i zajmuje dziś w tej dziedzinie 10 miejsce na świecie. Jeśli więc państwo pozwoli przemysłowi motoryzacyjnemu upaść, urwie kurze złote jaja, że zacytujemy słynną frazę „Siary” z „Kilera”, a w przyszłości nie będzie miało z kogo ściągać podatków.

A wracając jeszcze do chipów, zdaje się, że rządy krajów, które najbardziej odczuły półprzewodnikowy kryzys poszły po rozum do głowy i zorientowały się, że poleganie wyłącznie na zagranicznych dostawcach, często z drugiego końca świata niesie zbyt duże ryzyko perturbacji. Japonia zapowiedziała wielkie inwestycje w nowe technologie i powrót do roli potentata, którym kiedyś na rynku chipów była. Z kolei Unia Europejska chce podwoić swój udział w produkcji półprzewodników do 20%, a do 2030 roku rozpocząć wytwarzanie nowoczesnych chipów 2-nanometrowych. Intel zapowiada uruchomienie w Europie ośmiu fabryk mikroprocesorów, w które ma zamiar zainwestować aż 80 miliardów dolarów. Ponoć pod uwagę, jako jedna z lokalizacji, brany jest Dolny Śląsk.

To wszystko to jednak pieśń przyszłości. Teraz trzeba wesprzeć przedsiębiorstwa, które całe lata grzecznie wrzucały ile trzeba do państwowego kotła, a dziś same nie mają co do garnka włożyć.

Zostaw Komentarz