Nikifor i zagadka metameryzmu

08 paź 2013

W warsztacie lakierniczym dochodzi czasem do zjawisk niezwykłych. Niektórym ich charakter mógłby się wydawać nadprzyrodzony, jednak są one jak najbardziej wytłumaczalne.

 Już stary Goethe dumał nad istotą barw, a swe refleksje zawarł w dziele „Farbenlehre”, które zresztą uważał za bardziej doniosłe, niż jakieś tam „Cierpienia młodego Werthera” czy inny „Faust”. Fascynację kolorami Goethego zrozumiałby pewien lakiernik z trzydziestoletnim stażem (gdyby rzecz jasna wiedział coś o niemieckim romantyku). Fachowiec ów przekonał się bowiem na własnym przykładzie, że natura barw jest bardziej skomplikowana, niż się wydaje. Wyjaśnijmy tutaj, że wspomniany lakiernik, znał się na swoim rzemiośle doskonale, zaś szczególną biegłość wykazywał w kolorystyce, co wraz z charakterystyczną aparycją, łączyło go ze słynnym artystą prymitywistą Nikiforem. Nic więc dziwnego, że po wejściu na ekrany słynnego filmu z pamiętną rolą Krystyny Feldman, koledzy nie mówili o nim inaczej jak „nasz Nikifor”. Pozostańmy i my zatem przy tym sympatycznym pseudonimie.

Błękitny Mercedes

Pewnego dnia do warsztatu, w którym pracował Nikifor, przyjechał właściciel błękitnego Mercedesa. Auto miało pokiereszowane drzwi, ponieważ – jak stwierdził klient – jakiś (tu pada parę ciepłych słów) obtarł jego samochód na parkingu. Mercedes, jak się okazało, było dopiero co ściągnięte z Niemiec na zamówienie i jak wyznał właściciel, handlarz szukał mu tej bryki przez pół roku.

Samochód został w warsztacie, a Nikifor wziął się do roboty. Lakiernik przygotował naprawianą powierzchnię do położenia bazy, a następnie zabrał się za przygotowanie materiału. Najpierw we wnęce bagażnika odnalazł tabliczkę znamionową, zawierającą kod koloru, następnie za pomocą programu komputerowego wyszukał odpowiednią recepturę, po czym odnalazł w color boksie wskazany wzornik. I tu niemiła niespodzianka – żaden z odcieni we wzorniku nie pasował idealnie do koloru samochodu. Dla kogoś innego byłoby to może katastrofą, ale Nikifor – jak już wspomnieliśmy – był kolorystą obdarzonym niezwykłym wyczuciem, więc wiedział jak skorygować recepturę, by uzyskany kolor jak najwierniej odpowiadał reszcie nadwozia. Odpowiednie wycieniowanie sąsiednich elementów sprawiło zaś, że samochód wyglądał po naprawie idealnie. Klient odebrał auto i wyraźnie zadowolony odjechał.

 Przywidzenia klienta

Wrócił kilka tygodni później. – Cuda, dziwy – zagaił tajemniczo. –Lakier zmienia kolor.  Nasz Nikifor wysłuchał następnie dość mętnej opowieści. Otóż klient jeździł sobie beztrosko, świeżo naprawionym samochodem, aż któregoś wieczoru podjechał na stację benzynową. Zatankował, uiścił i wracając do auta stanął jak wryty, bowiem niedawno lakierowane drzwi miały inny kolor niż reszta samochodu. Właściciel samochodu nie miał czasu na dłuższe przyglądanie się swemu Mercedesowi, więc przełożył dokładniejsze oględziny na dzień następny i w podłym nastroju pojechał do domu. Rano poszedł na osiedlowy parking, by w dziennym świetle dokładnie obejrzeć samochód. Ku jego zdumieniu drzwi nie różniły się kolorem od reszty. Właściciel Mercedesa odwiedził też myjnię bezdotykową, sądząc, że dokładne umycie wozu obnaży wszelkie partactwa lakiernika. To jednak również nie dało żadnego rezultatu. – Uznałem, że mi się przewidziało – ciągnął klient. – Ale, kiedy następnym razem pojechałem zatankować, zobaczyłem, że te przeklęte drzwi znowu zmieniły kolor.

Nikifor wysłuchawszy tej dziwnej relacji obejrzał uważnie samochód. Powłoka była całkowicie jednolita i nawet on, doświadczony kolorysta nie widział żadnej różnicy. Uznał zatem, że klient miał jakieś przywidzenia. – Może się jednak panu zdawało, wie pan człowiek zmęczony po całym dniu, to różne rzeczy widzi – próbował perswadować. Klient jednak stanowczo twierdził, że czuje się znakomicie i z całą pewnością drzwi zmieniają kolor na stacji benzynowej, choć on nie ma pojęcia dlaczego akurat tam. Koniec końców dla świętego spokoju Nikifor zgodził się więc spotkać z klientem na owej stacji, by na własne oczy zobaczyć metamorfozę.

I rzeczywiście, tego samego wieczoru zdumiony lakiernik zobaczył w mdłym świetle lampy sodowej, że drzwi naprawianego przezeń Mercedes zdecydowanie odcinają się kolorystycznie od reszty samochodu. – Przyjedź pan jutro do warsztatu, zobaczymy, co się da zrobić – rzekł speszony Nikifor, zaś chwilę później rozmawiał już z przedstawicielem producenta systemu lakierniczego, któremu opowiadał o niecodziennym problemie i prosił o stawienie się w warsztacie.

 Odkrycie konsultanta

Kiedy specjalista przybył na miejsce, Mercedes stał już w środku. Nikifor streścił historię samochodu-kameleona, dodając przy tym, że ma owego Mercedesa, a także jego właściciela serdecznie dosyć.

Konsultant miał już swoją hipotezę na temat tego „paranormalnego zjawiska”. Przed postawieniem diagnozy postanowił jednak przeprowadzić mały eksperyment. Auto zostało wprowadzone do kabiny lakierniczej. W świetle jarzeniówek emitujących białe światło wszystko wyglądało jak należy. Po ich zgaszeniu i oświetleniu samochodu za pomocą zwykłej żarówki, drzwi przybierały inny odcień, niż reszta nadwozia, choć zjawisko to nie było tak wyraźne jak w świetle lampy sodowej zainstalowanej na stacji benzynowej.

To metameryzm! – oświadczył specjalista entuzjastycznym tonem, niczym ornitolog, który zobaczył okaz wyjątkowo rzadkiego ptaka, jakiego do tej pory oglądał jedynie w atlasie. Widząc zaś w oczach Nikifora brak jakiegokolwiek zrozumienia, wyjaśnił mu istotę owego zjawiska.

Zdarza się otóż, że dwie substancje barwiące w jednym świetle pochłaniają podobną część jego widma, natomiast w innym absorbują różne jego frakcje, dając w efekcie dwie odmienne barwy. – Korygował pan recepturę? – zapytał. – Trzeba było, bo w color boksie nie było takiego samego wzornika – odparł rozeźlony Nikifor, wyprowadzony z równowagi tą całą hecą.

Do korygowania nie wolno używać miksów nie wchodzących w skład receptury – wyjaśnił specjalista.

Używałem tych z receptury, tylko trochę zmieniłem proporcje – zaperzył się lakiernik, którego oprócz Mercedesa i metameryzmu, zaczął również irytować przedstawiciel producenta lakierów. Ten stwierdził jednak, że cudów nie ma i coś musiało być „nie tego”.lakierowanie 2

Samochód ponownie poddany został oględzinom w świetle jarzeniówek day light i zwykłej żarówki. Po kilkukrotnej zmianie światła Nikifor zauważył jednak (pamiętajmy, że znakomicie postrzegał kolory), że to nie drzwi zmieniają barwę, tylko… reszta samochodu. Konsultant, który również obdarzony był bystrym wzrokiem przyznał Nikiforowi rację. Po zmierzeniu elektronicznym miernikiem grubości powłoki lakierniczej nadwozia wszystko stało się jasne. Samochód był już wcześniej w kilku miejscach szpachlowany i w całości polakierowany. To tłumaczyło również, dlaczego żaden z wzorników w color boksie nie odpowiadał dokładnie kolorowi auta.

Następnego dnia Nikifor wyjaśnił zagadkę zmieniającego się koloru samochodu jego właścicielowi. Zademonstrował również opisane wyżej doświadczenie z oświetlaniem auta jarzeniówkami imitującymi światło dzienne i zwykłą żarówką. Przedstawił również wyniki pomiarów grubości nadwozia. – To nie jest fabryczny lakier, ktoś już to auto wcześniej przemalował. Wóz jest pewnie po zdrowym dzwonie – wyjaśnił ze swadą lakiernik.

Na twarzy klienta odmalowała się żądza mordu. – Oszwabił mnie handlarz. Przysięgał, że auto nie było bite – wycedził właściciel pechowego pojazdu.

Tak to już jest, człowiek człowiekowi wilkiem – westchnął Nikifor, cytując rzymską maksymę, szczęśliwy jednak, że problem metameryzmu przestał być jego problemem.

Zostaw Komentarz