O Astrze, która nie chciała zapalać

27 sty 2020

Nadejście zimy bywa niekiedy dla właściciela diesla powodem pogorszenia nastroju. Często bowiem okazuje się, że dotychczasowy samochód zmienia się okresowo w „samostój”, w dodatku nie bardzo wiadomo dlaczego.

 

Pewnego dnia, a był to mroźny zimowy poranek, do niezależnego, lecz dobrze wyposażonego warsztatu przybył Opel Astra 1.7 CDTi z 2006 roku, samochód typowy, by nie powiedzieć, całkiem pospolity. Z Opla wysiadła zaś zdenerwowana właścicielka, pani Edyta. Zaproszona przez szefa warsztatu do recepcji, usiadła ciężko w fotelu, westchnęła i opowiedziała o kłopotach z samochodem, które bardzo istotny sposób odbiły się na jej komforcie życia.

Nie zapala coraz bardziej

Otóż już od końca listopada auto zaczęło sprawiać kłopoty podczas porannego uruchamiania. Co prawda Opel zapalał czasem od dotknięcia, ale znacznie częściej trzeba było kręcić rozrusznikiem czas dłuższy, by wreszcie, resztką sił, uruchomić silnik. Nie było w tym żadnej prawidłowości, bowiem po takim zapalaniu z przeszkodami przez kilka dni potrafił być spokój, a potem ni z tego ni z owego samochód znów ani myślał zapalić.

Ta przypadłość dawała się właścicielce coraz bardziej we znaki, bowiem każdego ranka szła na parking z duszą na ramieniu, bojąc się, że samochód nawali i będzie musiała jechać do pracy autobusem, przez co niezawodnie się spóźni. Któregoś dnia auto zawiodło i to w najmniej sposobnym do tego momencie, bo przed jakimś ważnym spotkaniem. Pani Edyta musiała więc złapać taryfę. Ten incydent skłonił ją ostatecznie do szukania pomocy w warsztacie.

Serwis nie całkiem szybki

Ponieważ koło pracy pani Edyty mieścił się jeden z sieciowych tzw. szybkich serwisów, postanowiła ona skorzystać z jego usług. Po naładowaniu akumulatora i szczęśliwym, choć poprzedzonym wieloma próbami uruchomieniu auta, udała się do owego serwisu.

Tamtejszy mechanik opowiedział pani Edycie, jakie usterki przytrafiają się dieslom zimą, wyrażając przekonanie, że jedna z nich najprawdopodobniej trapi Astrę. Fachowiec uznał, że sprawdzanie należy zacząć od filtra paliwa i świec żarowych. Ekspertyza ta była rzeczowa i oparta na słusznych przesłankach.

Właścicielka auta pożegnała się z mechanikiem z nadzieją, że sprawa znajdzie wreszcie szczęśliwy finał i auto znów będzie normalnie zapalało. Po południu do pani Edyty zadzwonił jednak recepcjonista z warsztatu, który poinformował o tzw. przejściowych trudnościach polegających na tym, że mocujący się ze świecami żarowymi mechanik urwał jedną z nich, w związku z czym naprawa się przedłuży, nie wiadomo zresztą o ile, bowiem będzie to zależało od tego, czy kikut świecy da się jakoś wydłubać bez ściągania głowicy. – Tak to jest ze świecami żarowymi, że często się urywają, zwłaszcza w nowoczesnych autach – westchnął sentencjonalnie recepcjonista.

Ta wiadomość przybiła panią Edytę, która odniosła wrażenie, że w ostatnich tygodniach po prostu prześladuje ją pech.

Jednak następnego dnia recepcjonista z szybkiego serwisu miał już same dobre wiadomości. Otóż po bohaterskiej walce mechanicy wyciągnęli urwaną świecę i udało się to zrobić bez zdejmowania „czapki”. – Chłopaki się postarały. Zegarmistrzowska robota! – piał recepcjonista, wyjaśniając, że Opel otrzymał nowe świece żarowe oraz świeży wkład filtra paliwa. – Teraz będzie zapalał bez problemu – dodał.

Uradowana pani Edyta wracała do domu w znakomitym nastroju.

Znów nie zapala

Naprawa okazała się skuteczna, ale tylko na trzy dni. Po tym czasie dolegliwości nie tylko powróciły, ale zaczęły się wręcz nasilać. Aż wreszcie po którymś weekendzie auto odmówiło jazdy na dobre.

Nawrót awarii sprawił, że powrócił również zły nastrój pani Edyty. Miała już swojego auta serdecznie dosyć i zaczęła żałować, że dała się namówić na zakup diesla, obiecując sobie, że więcej samochodu z silnikiem wysokoprężnym nie kupi. Tak czy owak trzeba było przywrócić auto do stanu używalności.

Tym razem Astra trafiła do warsztatu ulokowanego blisko domu pani Edyty, by uniknąć konieczności holowania przez pół miasta. Przy pomocy uczynnego sąsiada Opel został na sznurku zawleczony na miejsce. Tam mechanik przeprowadził najpierw test komputerowy. Żadnych błędów zapisanych w pamięci sterownika jednak nie stwierdzono. Wówczas specjalista wtrysnął do kolektora dolotowego preparat ułatwiający rozruch. Silnik zaskoczył, po czym zapalał już bez problemu. To zbiło mechanika z pantałyku, oświadczył więc pani Edycie, że sprawa jest zawiła, a diagnostyka może zająć nawet kilka dni. Właścicielka była jednak zdecydowana zostawić samochód nawet na dwa tygodnie, byle wreszcie awaria została ostatecznie usunięta.

Koledzy pomagają

Astra została więc w warsztacie, a następnego ranka oczywiście ani myślała zapalić. Po długim rozważaniu i skonsultowaniu się z kolegami mechanik stwierdził, że winna jest pompa CR albo regulator ciśnienia. Zaproponował więc pani Edycie wymianę regulatora, a gdyby i to miało nie pomóc, wizytę w innym warsztacie, wyspecjalizowanym w obsłudze takich trudnych przypadków.

Wymiana zaworu przyniosła pewną nadzieję, bowiem przez dwa dni Astra zapalała, jednak trzeciego dnia nadzieja umarła, gdyż wszystko powróciło do punktu wyjścia.

Mechanik uznał, że dalsze czynione przez niego próby diagnostyczne mają takie same szanse powodzenia co szukanie igły w stogu siana, powiedział więc pani Edycie, że najsensowniej będzie poprosić o pomoc kolegów z pewnego niezależnego, lecz dobrze wyposażonego warsztatu. Mechanik często korzystał z ich pomocy, kiedy miał problemy ze zdiagnozowaniem usterek w systemach common rail.

Tak więc pani Edyta trafiła pod wskazany adres, gdzie wyłuszczyła całą opisaną historię.

Diagnostykę Astry rozpoczęto „po bożemu”, od przeprowadzenia testu komputerowego. Rzeczywiście, w pamięci sterownika nie znaleziono żadnego błędu, ale sprawdzenie wartości rzeczywistych wykazało zbyt niskie ciśnienie w railu podczas uruchamiania. To odkrycie rzuciło na sprawę nieco światła. Przyczyną nieodpowiedniego ciśnienia mogła być uszkodzona pompa CR lub pojawienie się nieszczelności w układzie zasilania paliwem. Aby rozstrzygnąć ewentualną winę pompy, mechanicy odpowietrzyli układ paliwowy. Silnik zapalił bez problemu, pomiar ciśnienia wykazał prawidłowe wartości. Pozostało teraz przeprowadzić inspekcję układu zasilania, co jest sprawą o tyle kłopotliwą, że bardzo małe nieszczelności często są trudne do zlokalizowania. Niezależny, lecz dobrze wyposażony warsztat miał jednak z podobnymi przypadkami do czynienia, więc w głowie mechanika zaczęło kiełkować pewne podejrzenie. Aby rozstrzygnąć, czy jest ono słuszne, przeprowadził on doświadczenie, które ostatecznie rozwiało niejasności. Usterkę usunięto, a Astra zaczęła zapalać „na dotyk” nawet po mroźnej nocy.

Powodem kłopotów nękających Astrę była rzeczywiście nieszczelność w układzie paliwowym, konkretnie zaś w obudowie filtra. Udało się to ustalić dzięki połączeniu przewodów „na krótko”. Tak spreparowane obejście skuteczne wyeliminowało objawy usterki. Wymieniono zatem obudowę filtra, co okazało się skuteczną naprawą.

Wojciech Słojewski, Wocar

Zostaw Komentarz