O aucie, które skręcało tylko w prawo

07 lip 2020

Okoliczności niektórych awarii wydają się tak osobliwe, że można odnieść wrażenie, iż ktoś chce z nas zakpić. Warto jednak podejść do zagadnienia poważnie i naukowo, bowiem możemy z tego wysnuć trafne wnioski diagnostyczne.

Synowie Albionu słyną z tego, że pielęgnują swoje oryginalne obyczaje, które przybyszom z kontynentalnej Europy wydają się dziwne. Choćby idiotyczna koncepcja dwóch osobnych kranów przy umywalce, która sprawia, że chcąc umyć ręce, zdani jesteśmy albo na zimną wodę, albo też ryzykujemy poparzenie. Ekscentryczne skłonności może mieć również angielski samochód, czego dowodzi ta oto historia.

Niemoc w deszczu

Bohaterem naszej opowieści jest pojazd zasłużonej brytyjskiej marki, która wszelako niestety jakiś czas temu trafiła do motoryzacyjnej izby pamięci. Mowa o Roverze 75 z dwulitrowym silnikiem Diesla, nobliwej limuzynie produkowanej niegdyś w kooperacji z BMW i Jaguarem. Rover został ściągnięty z Niemiec przez zawodowego importera używanych samochodów. Auto trafiło od razu do warsztatu na przegląd, podczas którego wymieniono olej, a także na wszelki wypadek również rozrząd.

Nowy nabywca autem się zachwycił. Samochód był bardzo wygodny, dynamiczny, luksusowo wykończony, no i do tego ekonomiczny, bowiem przy oszczędnej jeździe spalał na trasie niespełna 7 litrów paliwa.

Nadmieńmy na marginesie, że właścicielem Rovera stał pan Piotr, pracownik jednej z warszawskich agencji reklamowych, prywatnie wielbiciel angielskiej kultury, w szczególności humoru, osobliwie zaś dorobku słynnej trupy Monthy Pythona. Tytuł naszej opowieści brzmi zresztą, wypisz wymaluj, jak tytuł skeczu z repertuaru brytyjskich komików. Wybór tego akurat samochodu, kupionego z drugiej ręki, podyktowany był nie tylko atrakcyjną ceną, ale również chęcią posiadania pojazdu oryginalnego, w znaczeniu rzadko spotykanego.

No i jeśli o oryginalność chodzi, to istotnie Rover okazał się niezmiernie oryginalny. Oto bowiem, po kilku miesiącach całkowicie bezproblemowej eksploatacji, nagle zaniemógł. Padał rzęsisty deszcz, a pan Piotr wybierał się właśnie z żoną na zakupy. Kiedy skręcał w lewo na parking pod supermarketem, samochód zgasł i mimo wielu prób nie chciał się już dać uruchomić. Nie pozostało nic innego jak skorzystać z dokupionej przezornie do ubezpieczenia usługi assistance i wezwać pomoc drogową. Pół godziny później na miejsce przyjechała laweta, która wzięła Rovera na swój grzbiet i powiozła do warsztatu.

Dziwne błędy

Na miejscu okazało się, że po przekręceniu kluczyka Rover zapalił „na dotyk”. Fachowiec łypnął podejrzliwie na pana Piotra, zastanawiając się, czy w tej historii jest jakiś podstęp. Wyraz zaskoczenia malujący się na twarzy właściciela Rovera był jednak tak autentyczny, że mechanik przestał mieć wątpliwości, iż samochód rzeczywiście płata złośliwe figle.

Rover został podłączony do testera diagnostycznego celem sprawdzenia, czy w pamięci sterownika zapisały się jakieś błędy. Było ich kilka. Dotyczyły usterek świec żarowych, wentylatora chłodnicy, wreszcie czujnika położenia wałka rozrządu, którego usterka wydawała się najbardziej prawdopodobną przyczyną awarii. Uradzono zatem, żeby wymienić czujnik, pozostając w nadziei, że awaria więcej się nie powtórzy.

Jak się Czytelnicy słusznie domyślają, awaria powtórzyła się. Po dwóch tygodniach Rover zbiesił się ponownie i to w zasadzie według tego samego scenariusza. Auto zgasło, kiedy podczas ulewnego deszczu pan Piotr skręcał w lewo niedaleko swego domu. Kiedy przestało siąpić, użytkownik Rovera przy pomocy żony dopchał zgasły pojazd pod bramę i tam pozostawił go do rana. Prawdę powiedziawszy, liczył, iż samochód następnego dnia nie będzie chciał zapalić, co sprawi, że wysiłki warsztatu będą miały charakter zerojedynkowy – jeśli mechanicy trafią z diagnozą, auto ożyje, jeśli strzał będzie niecelny, Rover będzie milczał dalej. Te logiczne wnioski okazały się jednak nieaktualne, bowiem następnego ranka samochód zapalił, jakby nigdy nic.

Jazda próbna z przeszkodami

Pan Piotr westchnął i pojechał do warsztatu, gdzie zreferował przebieg wypadków. Tam ponownie wzięto sterownik auta na spytki i znaleziono te same błędy co poprzednim razem.

Po krótkiej naradzie postanowiono je skasować i zobaczyć, jakie błędy i w jakich okolicznościach pojawią się ponownie. Pan Piotr przystał na propozycję, by zostawić samochód w warsztacie, celem przeprowadzenia wnikliwej diagnostyki popartej jazdami próbnymi. Wkrótce też jeden z mechaników ruszył Roverem na miasto. Po przejechaniu 5 kilometrów auto wróciło do warsztatu, gdzie dokonano kolejnego testu komputerowego. Z pamięci sterownika odcedzone zostały tym razem następujące błędy: usterka świec żarowych, sporadyczna oraz wentylator chłodnicy – sporadyczne przerwy w działaniu.

Niewiele to wniosło do sprawy, bowiem Rover zapalał i jeździł, a odczytane błędy nijak się miały do awarii. Poinformowany o diagnostycznych postępach, a w zasadzie ich braku, klient nieśmiało zaproponował, aby wykonać kilka jazd próbnych po trasie ze skrętami w lewo, bowiem w takich okolicznościach auto gasło i nie dawało się później przez dłuższy czas uruchomić. Sugestia ta brzmiała nieco magicznie, ale postanowiono ją wcielić w życie, z czystej ciekawości, jak na to zareaguje samochód. Tak się bowiem akurat złożyło, że droga, którą dzień wcześniej przejechało auto, miała same skręty w prawo. Była to rutynowa trasa stosowana do jazd próbnych i stanowiła z grubsza rodzaj pętli, którą wracało się do warsztatu z drugiej strony. Utarło się nią jeździć m.in. z tego powodu, że włączenie się do ruchu po wyjeździe za bramę było bez porównania łatwiejsze przy skręcie w prawo.

Czegóż jednak nie robi się dla nauki. Eksperyment lewoskrętny wymagał od pilota-oblatywacza przejechania przez podwójną ciągłą i narażenia się przy okazji na słony mandat, którego przecież nie będzie można dołączyć do faktury wystawionej klientowi. Udało się na szczęście popełnić to wykroczenie bez narażania kogokolwiek na kolizję, a jednocześnie bez interwencji sił porządkowych. Zwykle jazda próbna nie zajmowała więcej niż pięć minut, tymczasem upłynął kwadrans, a Rover się nie pokazywał.

Wreszcie zadzwonił telefon, zaś w słuchawce zatrzeszczał głos cokolwiek rozbawionego mechanika.
– Szefie, to auto nie nadaje się do ruchu „lewosktrętnego”. Może w Zjednoczonym Królestwie skręca się wyłącznie w prawo? Po trzech skrętach w lewo Rover zgasł i nie ma zamiaru zapalić – relacjonował oblatywacz prosto z rozkraczonego dwa kilometry dalej samochodu.

Tajemnica odkryta

Auto zostało przyholowane z powrotem do warsztatu, a mechanik zadzwonił do klienta, by przekazać mu wiadomość o wyniku eksperymentu. Zażartował sobie przy tym, wspominając serial dokumentalny o psach neurotykach. Bohaterem jednego z odcinków był buldog, który skręcał wyłącznie w prawo, zapierał się zaś jak osioł, gdy zmuszano go do pokonania zakrętu w drugą stronę, skutkiem czego jego właściciele musieli zaplanować prawoskrętną trasę spacerów.
– Może pański Rover ma to samo – pokpiwał mechanik. Tu należy nadmienić, że miał do czynienia z klientem obdarzonym poczuciem humoru, więc „podśmiechujki” nie nadszarpnęły relacji klient-warsztat. – Mam już jednak pewne podejrzenia i przypuszczam, że wiem, jak je zweryfikować – dodał na koniec mechanik, już całkiem poważnie.

Sprawa Rovera zakończyła się szczęśliwym finałem. Podejrzenia mechanika okazały się słuszne, a przyczyny nawracającej awarii zostały trwale usunięte.

Przyczyną usterki były zatkane, lub bardziej fachowo mówiąc – niedrożne, kanały odpływowe z lewej i z prawej strony podszybia,  tym czasem właśnie tam, w podszybiu, ulokowany został sterownik świec żarowych, który jest zasilany za pośrednictwem dwóch bezpieczników, w tym z bezpiecznika nr F13 (15A) umieszczonego za głównym przekaźnikiem silnika. Ze wspomnianego bezpiecznika, oprócz sterownika świec żarowych, dodatkowo zasilany jest przepływomierz, czujnik położenia wałka rozrządu, zawór EGR oraz czujnik ciśnienia paliwa. Nadmiar wody na podszybiu dostający się do sterownika powodował zwarcie w obwodzie skutkujące brakiem zasilania najważniejszych czujników kontrolnych pracującego silnika. Powodowało to unieruchomienie silnika oraz zapis błędów usterek. Dodajmy jeszcze, że do zwarcia dochodziło podczas skrętów w lewo, kiedy w wyniku siły odśrodkowej wezbrana fala zalewała sterownik.

Wojciech Słojewski, Wocar

Zostaw Komentarz