O zamku centralnym, co czasami nie działał

03 lis 2015

Do lektury tego tekstu o dziwnych awariach, zapraszamy szczególnie czytelników z pewnym doświadczeniem dotyczącym działania zamków centralnych ze sterowaniem radiowym oraz z poczuciem humoru, bo sprawa okazała się być śmiechu warta. Od razu też powiedzmy, że rzecz działa się ze dwadzieścia lat temu.

Podczas wydawania klientowi nowiutkiego samochodu zacnej i drogiej marki, nic nie wróżyło przyszłych kłopotów, jakich miał doświadczyć pewien renomowany dealer. A zaczęły się one niebawem, bowiem już po paru dniach auto wróciło do serwisu na lawecie. Pan laweciarz przywiózł pojazd oraz wypełniony formularz zgłoszenia awarii. Właściciela samochodu nie przywiózł, bowiem ten postanowił dojechać do serwisu taksówką.

Jednak się otwiera

Auto wtoczono do warsztatu na specjalnych wózeczkach wkładanych pod koła, których używa się – jak to ujął laweciarz – do ściągania zablokowanych automatów. Doradca serwisowy wpisał w komputer i wydrukował na drukarce zlecenie naprawy. W rubryce „usterka do usunięcia” widniała adnotacja: „nie działa pilot i kluczyk”, co zresztą zostało przepisane z papieru pana laweciarza. Wszystko odbyło się zgodnie z nową procedurą zarządzania reklamacjami, która w związku z „optymalizacją oraz zapewnieniem najwyższego standardu obsługi itd.” przewidywała, że do zepsutego samochodu objętego gwarancją, klient sam wzywa sobie pomoc drogową, która z kolei przywozi auto do serwisu.

Zlecenie naprawy trafiło do mechanika ze specjalnością elektroniczną, który na początek postanowił sprawdzić, czy nadajnik zamka centralnego w ogóle działa. Nacisnął zatem guzik i… stojący nieopodal samochód otworzył się. Dla pewności nacisnął guziki z symbolami kłódeczek jeszcze kilka razy – za każdym razem zamek grzecznie otwierał się i zamykał.

Mechanik postanowił test powtórzyć, jednak tym razem odszedł na dystans stu kroków. Wiedział bowiem z praktyki, że zdarzają się przypadki, kiedy mała antena wewnątrz samochodu układa się w zagłębieniu wzmocnienia czołowego, przez co jest skutecznie ekranowana i sygnału z pilota nie odbiera jak należy. Jednak również znaczna odległość dzieląca samochód i pilota nie była dla zamka centralnego żadnym problemem. Aby rozwiać wszelkie niepewności, mechanik sprawdził jeszcze, czy samochód zapala. Każda z trzech prób zakończyła się sukcesem.

Wszystko to wpędziło fachowca w nieprzyjemne uczucie dysonansu poznawczego, a mówiąc językiem mniej akademickim, zdrowo się wkurzył. W rubryczce „czynności serwisanta” znalazła się zatem następująca wzmianka: „Sprawdzenie pilota – działa, sprawdzenie uruchamiania silnika – uruchamia się”.

Zamek działa, procedura też

Do klienta, zgodnie z nowymi wytycznymi, zatelefonował doradca serwisowy, grzecznie przeprosił go za kłopot i zaprosił po odbiór auta. Na pytanie: Co było zepsute?, odpowiedział dość enigmatycznie: Najprawdopodobniej nic. Samochód wyjechał więc z warsztatu, tak jak doń przyjechał.

centralny zamek3Jednakowoż, parę dni później do serwisu zatelefonował inny pan laweciarz, wezwany jednak przez tego samego klienta, do nie dającego się otworzyć – a jakże – samochodu. Właściciel holownika zaznaczył na wstępie, że nie zna się na pojazdach owej marki, ale auto, mimo że ma zepsutego pilota, daje się otworzyć – jak to ujął – ręcznie. Dzięki temu można je wciągnąć na lawetę bez podstawiania wózeczków do zablokowanych automatów. Będzie taniej – argumentował. Serwis udzielił panu laweciarzowi instrukcji awaryjnego otwierania samochodu, a także zasugerował próbę uruchomienia auta. Okazało się, że samochód zapalił, ale nie zapobiegło to przywiezieniu go na lawecie, gdyż klient zdążył już wezwać taksówkę i odjechać.

Dalej wszystko odbyło się tak, jak poprzednio. Tym razem jednak klient natarczywie żądał wyjaśnienia przyczyny usterki. Zgodnie z wytycznymi opisanymi w procedurze, doradca zapewnił, że problem, który się pojawił, będzie obserwowany i usterka zostanie na pewno usunięta. Na tej kulturalnej wymianie zdań się skończyło. Klient samochód odebrał i przez pewien czas był spokój. Nie długo jednak. Pewnego razu zadzwonił telefon, a doradca serwisowy przez dobrych kilka minut trzymał słuchawkę przy uchu, nic do niej nie mówiąc, co świadczyło, że słucha wypowiedzi niemiłej i jej przerywanie nie byłoby zbyt rozsądnym posunięciem. Kiedy na koniec doradca wydusił: Ma pan prawo wezwać taksówkę, wszyscy odgadli, że dzwonił właściciel przeklętego auta ze szwankującym zamkiem centralnym.

Kawa dużo „dawa”

Tym razem, nauczony radzić sobie bez pilota, klient doprowadził auto do serwisu osobiście, choć wcześnie oponował, twierdząc, że gdyby chciał otwierać samochód w ten sposób, kupiłby sobie auto bez zamka centralnego. Oczywiście i tym razem właściciel samochodu nie mógł udowodnić, że z autem jest coś nie tak, bowiem zamek działał bez zarzutu. Co prawda, chyba za pięćdziesiątym razem pilot w końcu zaniemógł, jednak wezwany przez doradców mechanik szybko zgasił złośliwą satysfakcję klienta, wyjaśniając, że właśnie zadziałała blokada chroniąca mechanizm zamka centralnego przed przeciążeniem, wynikającym z zabawiania się nim przez idiotów. Faktycznie, półtorej minuty później funkcja zdalnego otwierania i zamykania auta została przywrócona i znów wszystko działało idealnie.

Ze względu na usilne prośby klienta oraz polecenie kierownika technicznego, mechanik podłączył do samochodu fabryczny tester diagnostyczny i wydrukował zapis pamięci sterownika zamka centralnego stwierdzający, że jest ona wolna od błędów, zarówno stałych jak i aktualnych, a nawet sporadycznych. Słowem; pamięć była czysta jak łza współwłaścicielki serwisu, uroniona przez rzeczoną panią podczas rozmowy z klientem, którego zaprosiła na kawę (był to proceduralny wymóg po trzeciej nietrafionej naprawie) i wysłuchała jego lamentów, że za tyle pieniędzy, tak ciężko zarobionych (co akurat było nieprawdą), takie byle co mu sprzedano.

centralny zamek2Włączony w sprawę nietypowej reklamacji kierownik techniczny, zatrudniony zresztą po przyjacielsku przez właścicieli serwisu zapamiętał z kursu, na którym uczono nowej procedury reklamacyjnej głównie jedną zasadę: „Kiedy klient zobaczy, że ktoś się jego problemem przejmuje, to nie będzie agresywny”. Dlatego też nakazał wymianę klucza, choć wytyczną zawartą w procedurze reklamacyjnej można była zrealizować znacznie taniej za pomocą kolejnej kawy u szefowej, co dałoby ten sam efekt. Parę dni później klient zjawił się bowiem w warsztacie ponownie i tym razem tylko dla formalności wezwano mechanika, by „poszedł z panem i sprawdził”. Pilot oczywiście działał.

Centrala wysyła posiłki

Wreszcie cierpliwość klienta się wyczerpała i podczas kolejnej wizyty w warsztacie w ogóle nie czekał na sprawdzenie zamka, tylko od razu wręczył doradcy serwisowemu komplet kluczy, podyktował treść zgłoszenia reklamacyjnego i zapowiedział, że odbierze auto po raz ostatni. Jeżeli zaś zamek znowu nie zadziała, odeśle klucze gońcem i niech dealer zabiera swoje cudo z powrotem. Ten skrót myślowy zostałby w piśmie procesowym określony, jako odstąpienie od umowy sprzedaży ze względu na nieusuwalną wadę rzeczy nabytej.

Na szczęście jednak sprawa nie osiągnęła punktu, w którym przekracza się progi sądu, a to dlatego że rozwikłaniem zagadki zajął się technik z centrali, która została poinformowana, iż w rzeczonym serwisie nie potrafią naprawić samochodu na gwarancji. Niczym dobry detektyw, technik postanowił wczuć się w rolę użytkownika samochodu, który czasami trzeba było otwierać za pomocą kluczyka. Już podczas pierwszej rozmowy telefonicznej z klientem, dowiedział się, że ma do czynienia z nie byle kim, bo z właścicielem kantoru wymiany walut. Niegdysiejszy cinkciarz, a obecnie specjalista od transakcji walutowych wyjawił technikowi również, że auto kursuje głównie na trasie kantor – bank.

Technik z centrali już wtedy zaczął coś podejrzewać, a jego przypuszczenia w całości się później potwierdziły. Do wszystkich dotarło również, że gdyby nie nowa procedura reklamacyjna, sprawa owego auta zostałaby załatwiona w szybkich abcugach już pierwszego dnia. Gdyby bowiem do samochodu nie przyjeżdżał przypadkowy laweciarz (za każdym razem zresztą inny), lecz kierowca wysłany przez serwis, z łatwością zauważyłby, że …krnąbrne auto nie dawało się otworzyć tylko wtedy, kiedy stało pod kantorem. Nie wiedzieli o tym pracownicy serwisu, bowiem samochód przywożony był do warsztatu za każdym razem przez innego, przypadkowego laweciarza.

centralny zamek7

Otóż pilot zamka centralnego nie działał pod kantorem, ponieważ zamontowano w owym przybytku urządzenia alarmowe komunikujące się radiowo z centralą nadzoru. W owych czasach nie było bowiem jeszcze powszechnie dziś stosowanej technologii GSM.

Z powodu luki w przepisach nikt tych instalacji nie kontrolował i budowano je według zasady: „Kto ma mocniejszy sygnał ten jest lepszy”. Stacje nadawcze tych instalacji emitowały promieniowanie o tak dużym natężeniu, że układ detekcji w odbiorniku zamka centralnego auta nie miał szans na wyłowienie sygnału otwarcia.

Stanisław Trela

3 komentarze
  1. sam doświadzyłem podobnej sytuacji
    sprawcą nie dziłania pilota był włożony
    i nie wyłączony pilot do sterowania dzwigiem tylko ja problem rozwiązałe po 10 minutach z pewnościa opisane auto
    to był mercedes

  2. Pozostawiony Tablet Samsung Galaxy Tab 2 7″ z załączonym WiFi/GPS w samochodzie marki Landrower powoduje włączanie się alarmu, do czego doszedłem po ok. 5-8 włączeniach się alarmu.
    Alarm włącza się natychmiast po uzbrojeniu.

Zostaw Komentarz