Polska wodorowym hubem Europy, czyli ciąg dalszy snów o potędze

19 maj 2021

Trzeba przyznać, że rząd ma rozmach. Po sukcesie programu „Milion samochodów elektrycznych” oraz galopującym rozwoju produkcji polskich pojazdów zasilanych prądem, przyszła pora na kolejny wielki skok w technologiczną przyszłość.

Polska może stać się hubem wodorowym i będziemy pracowali nad tym, żeby tak się stało. Chcemy z budżetu państwa wyasygnować środki, które będą wiązały się z rozwojem kompetencji wodorowych – zapowiedział premier.

W Krajowym Planie Odbudowy przewidziano na ten cel całe 800 milionów złotych, co jest kwotą niebagatelną, stanowiącą niemal połowę tego ile rocznie przeznacza się na państwową telewizję.

Autobusy, ciężarówki napędzane wodorem to są realne plany gospodarcze na zielony transport przyszłości. To szansa na czyste powietrze. Pociągi napędzane wodorem to szansa na szybki i sprawny transport na trasach, gdzie elektryfikacja jest trudna – snuł swoje wizje szef rządu, podkreślając, że już teraz jesteśmy wodorową potęgą, trzecim producentem wodoru w Europie i piątym na świecie.

Uff… aż nam się w głowie zakręciło od tego wizjonerstwa i rządowego entuzjazmu, któremu sami chętnie byśmy ulegli, tyle że coś nam w tej koncepcji nie sztymuje.

Otóż faktycznie, Unia Europejska przyjęła strategię wodorową i upatruje w niej szansy na osiągnięcie klimatycznej neutralności, ale ma na myśli „zielony wodór”, czyli taki, który wytwarzany jest w procesie elektrolizy, przy wykorzystaniu prądu pochodzącego z odnawialnych źródeł energii. Tymczasem w Polsce wodór wytwarzany jest w zakładach azotowych z gazu ziemnego, gdzie wykorzystywany jest do produkcji nawozów sztucznych oraz w rafineriach ropy naftowej, gdzie jest produktem ubocznym uzyskiwanym podczas produkcji paliw. A taki wodór zielony nie jest. Na kilogram wytworzonego H2 przypada bowiem ponad 8 kilogramów wyemitowanego CO2.

Premier jakby czytał nam w myślach, bo od razu podczas tej samej konferencji w Jasionce zapowiedział, że Polska będzie spełniać unijne wymogi. Otóż do 2030 roku powstaną w Polsce elektrolizery o mocy aż 2 GW, co odpowiada 40 procentom mocy elektrowni w Bełchatowie, największej w Polsce, która wytwarza 1/5 energii elektrycznej w kraju.

Do czego te elektrolizery podłączymy, tego premier jeszcze nie wyjaśnił. Wiadomo że muszą to być źródła odnawialne. Przewidujemy zatem powołanie kolejnej państwowej spółki (z licznym zarządem, jakąś przyjemną siedzibą, co najmniej dwustuosobowym działem PR) o szumnej i szumiącej nazwie „Wiatry Polskie”.

 

 

 

 

Zostaw Komentarz