Rozedrgane auto

09 gru 2014

Praktyka uczy, że im bardziej rozbite było auto, tym większe prawdopodobieństwo, że po naprawie blacharsko-lakierniczej coś nie będzie w nim działało, tak jak działać powinno.

Historia, którą tym razem przedstawiamy wydarzyła się już jakiś czas temu, bo na początku lat 90. ubiegłego wieku. Miejscem akcji był mniej więcej środek Niemiec, które parę lat wcześniej się zjednoczyły, a konkretnie okolice Frankfurtu nad Menem.

Nowy i tani, czyli po wypadku

 Otóż w owym czasie i w owym miejscu autor niniejszego tekstu dość blisko współpracował z pewnym bardzo niezależnym serwisem, którego głównym źródłem dochodów była realizacja zamówień dość specyficznej klienteli. Takiej mianowicie, która upodobała sobie prawie nowe, ale jednocześnie i tanie samochody tzw. dobrych marek. Oczywiście, aby auto mogło spełnić te warunki musiało zostać wcześniej należycie rozbite przez swego pierwszego właściciela, miłośnika pojazdów nowych, lecz zdecydowanie nie tanich.

I oto do owego serwisu pewnego dnia zawitał klient, nawiasem mówiąc pracownik wieży kontroli lotów frankfurckiego lotniska, który obstalował sobie bardzo modnego wówczas Mercedesa W 124. Oczywiście auto miało kosztować niezbyt wiele i liczyć sobie nie więcej niż rok. Nie wiadomo jak, ale Sedat, reprezentant pierwszego pokolenia tureckiego urodzonego w Niemczech, a zarazem właściciel niezależnego od czegokolwiek warsztatu, dosłownie w ciągu kilku dni nabył odpowiednio taniego, zaledwie kilkumiesięcznego, srebrnego W 124. By opisać stan w jakim auto się znajdowało, dość będzie powiedzieć, że pierwszy właściciel pojazdu po wypadku przesiadł się na wózek inwalidzki, zaś pasażerkę z przedniego fotela, przyjaciółkę kierowcy, pochowano na jednym z uroczych wiejskich cmentarzy, jakich pełno pod Frankfurtem.

 Prostowanie, doginanie, malowanie

Ponieważ zamawiający koniecznie chciał się wybrać swym „nowym” samochodem na wymarzony urlop, naciskał zatem od samego początku na Sedata, aby tenże „zagęścił ruchy” i nie przejmował się specjalnie szczegółami optycznymi, ale czym prędzej pojazd wyprostował, postawił na koła i uruchomił. Prostowanie zostało wykonane więc szybko, jednak wcale nie byle jak, gdyż niemieckie warsztaty mogły już wypożyczyć ramę prostowniczą wraz z odpowiednimi uchwytami, miały też dostęp do stosownych danych wymiarowych.

Młodym czytelnikom należy w tym miejscu wyjaśnić, że w Polsce w owym czasie sprawdzenie prawidłowości kształtu płyty podłogowej polegało zazwyczaj na pomiarze tzw. przekątnych przy użyciu drutu stosowanego na budowach do wiązania prętów zbrojeniowych.

Następnie wyprostowany szkielet nadwozia został „zadaszony” przez Hamida, chyba największego mistrza samochodowej ślusarki między Ankarą i Wiesbaden. Ów nie młody już człowiek wykonał tę operację bardzo sprawnie, choć pracę zwykł był zaczynać od tradycyjnego tureckiego śniadania (czarne oliwki, ostry biały ser) w trakcie którego nie żałował sobie „benzyny dla ludzi”, jak to ujmował we własnej, użytkowej wersji języka niemieckiego. Samochód, by jechać potrzebuje benzyny, człowiek zaś raki – tłumaczył, wypijając co rano pół butelki tej tradycyjnej tureckiej wódki śmierdzącej strasznie anyżkiem. Co przy tym ciekawe, spożycie „benzyny dla ludzi” nie miało wpływu na jakość i tempo jego roboty.

Na szkielecie szybko zostały więc umocowane nowe błotniki, pokrywa silnika, lewe i prawe drzwi przednie. Po dopiłowaniu i podoginaniu czego trzeba, drzwi o dziwo zamykały się prawidłowo, pokrywa silnika zresztą też. Dobrze położony, metaliczny, srebrny lakier dopełnił wrażenia, że naprawa wykonana została bardzo solidnie.

Rozedrgane2Uruchomić, tak żeby działało

Po działaniach blacharsko-lakierniczych przyszła pora na wstawienie silnika i, jak to rzeczowo ujął Sedat, „uruchomienie tego wszystkiego tak, aby działało”. Zaszczyt wykonania tych prac przypadł w udziale piszącemu te słowa. Dodatkowym zadaniem było zrobienie „czegoś”, żeby obudowa dźwigni sterowania automatyczną skrzynią biegów po przykręceniu do tunelu nie znajdowała się dobre pięć centymetrów za nisko, bo przez to zupełnie nie chciała ona pasować do plastikowej obudowy tegoż tunelu.

Koncepcję zrobienia porządku z zapadniętą podłogą Sedat odrzucił natychmiast ze względu na czas, „którego już nie było” oraz „taniość”, która dla odmiany być musiała. A ponieważ jednocześnie zachodził związek „nasz Sedat, nasz pan”, niżej podpisany dorobił aluminiowy dystans, który podniósł lewarek o tak potrzebne ze względów wizualnych 5 centymetrów.

Samochód wreszcie uruchomiono i sam Sedat pojechał nim do specjalistycznego warsztatu celem napełnienia klimatyzacji. Przeprowadzona tym sposobem jazda próbna ujawniła, że w trakcie przyspieszania z małych prędkości tył auta wpada w intensywne drgania, zdecydowanie nietypowe nie tylko dla modelu W 124. Wibracje te w najmniejszym stopniu nie wprawiły jednak tureckich specjalistów w zakłopotanie. Zdaniem Sedata przyczyną ich z pewnością był wał napędowy, który został skrzywiony podczas, jak wiemy, ciężkiego wypadku.

 Inwestycje w wał

Pewność ta zdecydowanie osłabła, gdy po założeniu nowego wału kosztującego 1500 ówczesnych, bardzo wartościowych „dojcze marek” nic się nie poprawiło. Konsylium, które zebrało się następnego dnia rano podczas wspólnego śniadania doszło do wniosku, że należało zamontować komplet składający się z wału i łożyska, bo najwyraźniej przy instalowaniu tych elementów osobno coś zostało sp… (zrobione nie tak jak należy). Dokupiono więc nowe łożysko podporowe i wraz z wałem wysłano je gońcem do wyspecjalizowanej firmy „wałowej”, aby ta złożyła fachowo obie części do kupy i wyrównoważyła wał w całości.

Przysłany z powrotem po trzech dniach komplet (oczywiście wraz z fakturą za usługę, która opiewała na 500 DEM) został błyskawicznie zamontowany, po czym Sedat natychmiast wyjechał na jazdę próbną. Powrócił z niej z taką miną, że wszelkie pytania były zbędne…

Sposób na klienta

Przed wydaniem niby gotowego samochodu zdołano jeszcze w desperacji wymienić półosie napędowe, niestety skutek tego był zerowy. Sedat postanowił więc zadowolić klienta nie samym autem, lecz w inny sposób. Polecił otóż zsunąć stoły warsztatowe, przykryć je białym papierem używanym normalnie w lakierni i postawić na nich przysmaki kuchni tureckiej. Specjałami tymi przybyłego klienta następnie szczodrze nakarmiono, nie żałując przy tym „ludzkiej benzyny”.

Sposób zadziałał, gdyż klient umówione pieniądze wypłacił, wsiadł w auto i pojechał. Stan w jakim odjechał, i pojazd i jego kierowca, wzbudził niejakie zdziwienie u piszącego te słowa, który jak większość Polaków, żył wcześniej w przekonaniu, że gdzie jak gdzie, ale w Niemczech to porządek musi być zawsze i wszędzie.

Oczywiście klient, gdy tylko wytrzeźwiał, natychmiast wrócił do warsztatu i zażądał usunięcia nieznośnych wibracji. Z pewnymi problemami, ale skutecznie udało się je w końcu zlikwidować we współpracy z autoryzowanym serwisem Mercedesa.

 Rozedrgane1

Tamże szybko bowiem wykryto, że pierwotną przyczyną drgań była zapadnięta podłoga, zaś bezpośrednią – źle, tzn. za nisko zamocowana skrzynia biegów. Opuszczona skrzynia powodowała bowiem, że kąt między przednim i tylnym odcinkiem wału napędowego był nieodpowiedni, co skutkowało zbyt dużą nierównomiernością obrotów tylnej części wału i w konsekwencji właśnie uciążliwymi drganiami.

Stanisław Trela

1 comments
  1. Ja mam pytanie… Bo w tekście jest:

    „Zaszczyt wykonania tych prac przypadł w udziale piszącemu te słowa.”

    A tymczasem, według strony: https://warsztatowiec.info/kontakt/
    … żaden z autorów tej strony nie pracował w warsztacie. Czyżby te wszystkie artykuły to jakieś bajki czy może pisze je kto inny?

Zostaw Komentarz