Tylko na zimno

18 sty 2021

Objawy niektórych usterek bywają na tyle nietypowe, że czasem trudno się zorientować, co jest ich przyczyną. A im trudniej to zrobić, tym bardziej usterka zatruwa życie użytkownikowi.

Bohaterem kolejnego odcinka naszego warsztatowego cyklu poświęconego nietuzinkowym awariom jest Hyundai Matrix, samochód mało u nas popularny, choć mający wiele zalet. Auto należało do pana Cezarego, sympatycznego nauczyciela, pracującego w jednym z warszawskich zespołów szkół zawodowych.

Pan Cezary kupił auto z drugiej ręki, wyszukawszy je najpierw w internecie. Samochód sprowadzony został z Francji przez poprzedniego właściciela, który jeździł nim dwa lata. Sprzedający nie ukrywał, że samochód był „bity” i został w Polsce naprawiony. Tu trzeba nadmienić, że pan Cezary podchodził do kwestii zakupu realistycznie i wiedział, że tzw. okazje, od których roi się w internecie, są jedynie okazją dla sprzedających, by kogoś zdrowo naciąć.

Rzeczony trzyletni Matrix oferowany był w cenie, która odpowiadała jego rynkowej wartości, a sprzedający nie taił dramatycznych epizodów w życiorysie pojazdu. Pan Cezary zdecydował się więc dokonać transakcji.

Matrix wyposażony był w silnik wysokoprężny CRDi o pojemności 1.5 litra. Była to jednostka trzycylindrowa z wałkiem wyrównoważającym. Znajomy osiedlowy mechanik, do którego przyjechał pan Cezary celem wymiany oleju i filtrów, zajrzał pod maskę, a następnie orzekł: – Kupiłeś pan inwalidę. Widząc zaś zdziwienie nalujące się na twarzy pana Cezarego, dodał mrużąc oko: – Brakuje jednego cylindra.

Całkiem już poważnie, mechanik poradził panu Cezaremu wymienić na wszelki wypadek rozrząd, co przy kupnie używanego samochodu należałoby traktować jako rutynową czynność obsługową. Ponieważ jednak pan Cezary miał już wydrenowaną kieszeń, postanowił wymianę rozrządu odłożyć na później, co jak się okazało, nie było roztropne.

Dziwne niezapalanie

Koreańczyk jeździł sobie bezawaryjnie przez kilkanaście miesięcy, aż wreszcie pojawiły się niepokojące objawy. Polegały one na tym, że po wyłączeniu silnika i próbie uruchomienia, kiedy silnik był jeszcze gorący, samochód nie chciał zapalić. Dopiero, kiedy motor nieco ochłonął, zapalał bez najmniejszego problemu. Ponieważ owa niesprawność dawała o sobie znać bardzo sporadycznie, pan Cezary odkładał wizytę w warsztacie.

Udał się tam dopiero wtedy, kiedy któregoś dnia po uruchomieniu samochodu wyczuł charakterystyczny zapach oleju napędowego, a po otwarciu maski ujrzał, że z pompy common rail sika strużka paliwa. W warsztacie pompę wymieniono na nową i tu należy wspomnieć, że nie bez problemów, bowiem okazało się, że taki element dostępny jest jedynie w autoryzowanym serwisie w cenie wręcz oszałamiającej. Na szczęście po uruchomieniu prywatnych kontaktów udało się praktycznie nową pompę kupić o połowę taniej.

Przy okazji użytkownik wspomniał o okresowej niechęci Matrixa do zapalania „na gorąco”, co mechanicy obiecali wziąć pod uwagę podczas diagnostyki. Niestety w pamięci sterownika nie zachowały się żadne błędy, które dawałyby jakąś podpowiedź. Tak więc auto powróciło do użytkownika i przez jakiś czas wydawało się, że wymiana pompy zaradziła przy okazji i problemowi z uruchamianiem.

Uboczne skutki awarii rozrządu

Było to rzecz jasna złudzenie, bo owa niesprawność powróciła. Samochód od czasu do czasu nie chciał zapalić krótko po wyłączeniu silnika. Częstotliwość tych problemów się zwiększała, aż wreszcie pan Cezary uznał, że auto stało się niesprawne, ponieważ nie można nim było pojechać choćby do sklepu, chyba że na bardzo długie zakupy, kiedy to silnik miał możliwość wystygnąć.

Zły los sprawił, że Matrix znów trafił do warsztatu, ale nie z powodu problemów z zapalaniem. Oto bowiem któregoś dnia podczas jazdy coś nagle, jak zeznawał użytkownik, „chrupnęło i łupnęło”, a następnie silnik zgasł i już nie chciał zapalić.

Przyczyna awarii ustalona została od razu. Wystarczyło, że mechanik zdjął plastikową osłonę paska rozrządu. Okazało się, że dawny pasek zębaty stał się paskiem częściowo bezzębnym, bowiem jego uzębienie zostało ścięte.

Wbrew najgorszym obawom pana Cezarego, udało się z tej kałabani wykpić stosunkowo małym kosztem, bowiem wystarczyło wymienić zawory i połamane dźwigienki. Co ciekawe, po naprawie silnika problem z zapalaniem „na gorąco” jakoś zanikł. Panu Cezaremu wydawało już się, że mechanik przypadkiem usunął przyczyny również i tej usterki, choć hipoteza ta wydawała się mimo wszystko mało wiarygodna.

Może wtryskiwacze

Przez kilka tygodni Matrix zapalał całkiem normalnie, ale oczywiście awaria powróciła. Samochód znów zaczął mieć problemy z zapalaniem zanim silnik zdążył ostygnąć.

Któregoś dnia pan Cezary wdał się w rozmowę w sklepie motoryzacyjnym, w którym kupował żarówki. Sklep okazał się być powiązany nie tylko kapitałowo z warsztatem obok, który specjalizował się w naprawach diesli, a sprzedawca wysłuchawszy opowieści pana Cezarego stwierdził, że objawy są typowe dla zjawiska zawieszania się wtryskiwaczy, warsztat zaś ma takie awarie przećwiczone.

Pojawiła się więc nadzieja na skuteczną naprawę samochodu. Auto trafiło więc do kolejnego warsztatu, gdzie wymontowano wtryskiwacze i sprawdzono je na stole probierczym. Badania wykazały, że działają jak należy, co wykluczyło hipotezę o zawieszających się wtryskach.

Wtedy to podejrzenia mechanika objęły czujniki położenia wału i wałka rozrządu, które mogły okresowo dawać złe wskazania, skutkiem czego wtrysk następował w nieodpowiedniej fazie suwu. Pan Cezary doszedł jednak do wniosku, że cała akcja zmierza nieuchronnie do działania w stylu „rozpoznanie bojem”, co jak wiadomo może doprowadzić do niepotrzebnego zabrnięcia w koszty. Zabrał więc samochód.

Wreszcie finał

Czas mijał, Matrix wciąż się narowił, a pan Cezary powoli przyzwyczajał się do usterki. Po prostu jeździł samochodem tylko wtedy, kiedy był pewien, że nie będzie musiał szybko uruchamiać go ponownie.

Któregoś dnia samochód stanął jednak na amen. Auto nie chciało zapalić ani tego samego dnia wieczorem, ani nazajutrz. Pan Cezary postanowił więc zaciągnąć samochód na holu do pewnego niezależnego, lecz dobrze wyposażonego warsztatu, poleconego mu przez znajomego.

Tam autem zajął się młody, bystry mechanik, który wysłuchał najpierw opowieści o powracających i nasilających się niedomaganiach. Następnie, jeszcze przed rutynowym podłączeniem testera diagnostycznego, zajrzał gdzieś, zagwizdał, jakby z podziwem, a następnie odparł, że chyba już wie, co jest przyczyną awarii. Spostrzeżenia mechanika okazały się trafne. Samochód został wreszcie naprawiony i Matrix zapalał już w każdych okolicznościach – i na zimno, i na gorąco.

Przyczyną problemów z zapalaniem była otóż tzw. klapa gasząca, która zacinała się w położeniu „zamknięte” z powodu uwalania mechanizmu tłustym, lepkim osadem. Kiedy silnik stygł, sprężynie udawało się z czasem pokonać opór i klapa powoli się otwierała. Wreszcie któregoś dnia przepustnica stanęła na dobre.

Kiedy poznano przyczyny awarii, usunięcie usterki było banalne i polegało na umyciu zabrudzonego elementu odpowiednim środkiem. Mógłby to bez problemu uczynić sam użytkownik, gdyby rzecz jasna wiedział, co trzeba zrobić.

Wojciech Słojewski, Wocar

2 komentarze
  1. Opowieści dziwnej treści wystarczy wejść w parametry wartości testerem diagnostycznym i ustalić usterkę.Pozdrawiam zespół redakcyjny i czytelników

  2. Tester ,testerem ale trzeba znać podstawowe wartości ,przed i po uruchomieniu pojazdu, nigdzie tego nie ma .Dlatego będzie to przypadek naprawy, rutyna . W szkole tego nie uczą, więc pozostają lata praktyki i muki które występują w pojazdach , a będzie gorzej dla mechaników samochodowych , a łatwiej dla elektroników którzy mają wiedzę…..Pozdrawiam….

Zostaw Komentarz