Używane prosto z fabryki, czyli samochody regenerowane

12 sty 2022

Fabryczna regeneracja, która nie tak dawno była traktowana jako margines rynku motoryzacyjnego, z roku na rok zyskuje na znaczeniu. Regenerowane są już nie tylko części i podzespoły, ale również – baczność, uwaga – całe pojazdy.

Na razie rzecz dotyczy samochodów oferowanych w formie leasingu. Model biznesowy jest prosty. Użytkownik płaci miesięczną opłatę, w którą wliczony jest serwis oraz ubezpieczenie pojazdu i jeździ sobie beztrosko, formalnie nieswoim autem, a po trzech latach je oddaje i bierze nowe. Do niedawna takie poleasingowce trafiały do sprzedaży jako samochody używane. Producenci dochodzą jednak do wniosku, że bardziej opłaca się je fabrycznie zregenerować, by mogły trafić do kolejnych użytkowników na następne trzy lata. Zakłada się, że auto leasingowe będzie miało trzy cykle życia, co daje mniej więcej 10 lat użytkowania i około miliona kilometrów przebiegu.

Pierwszą marką samochodową, która zajęła się fabryczną regeneracją kompletnych pojazdów jest Renault. W zakładach we Flins pod Paryżem regeneruje się 180 samochodów dziennie, a docelowo fabrykę ma opuszczać 45 tysięcy odnowionych samochodów rocznie. Proces regeneracji zajmuje 8 dni roboczych. W tym czasie wszystkie zużyte komponenty są wymieniane na nowe, a samochód poddawany jest gruntownemu czyszczeniu i naprawom lakierniczym.

W ślady Renault poszła Toyota, która ma własną firmę Kinto, zajmującą się leasingowaniem aut marek Toyota i Lexus. W fabryce Toyoty w brytyjskim Burnaston uruchomiony został dział regeneracji samochodów. Przedstawiciele koncernu zapewniają, że w pojazdach wymieniane są silniki, a w modelach hybrydowych również baterie, więc auta po takiej operacji są praktycznie nowe.

No dobrze, a co jeśli klienci powiedzą: nie ma głupich – jak płacić za leasing, to tylko za samochód autentycznie nowy, a nie regenerowany? No więc grymaśni usłyszą, że takich całkiem nowych to od ręki nie ma, a jak będą, to droższe.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż regeneracja całych samochodów stała się opłacalna, ponieważ koncernom zaczęło brakować nie tylko półprzewodników, ale również gatunkowej stali, metali kolorowych i innych surowców. Wszystko to ogranicza możliwości produkcji i podnosi koszty. Tak więc przyzwyczajajmy się, że idzie nowe, a właściwie stare jak nowe.

Nam się w sumie idea regeneracji podoba. Dziesięcioletnie auto po dwóch fabrycznych regeneracjach to chyba pewniejszy zakup, niż różne „igły” po niemieckich emerytach czy nieruchawych adwokatach i inne „podzwonne” oferty z serwisów internetowych.

Zostaw Komentarz