Zapalanie z przeszkodami
Sprawny samochód z silnikiem wysokoprężnym zatankowany odpowiednim do pory roku paliwem powinien bez problemu zapalać niezależnie od aury. Jeśli zaczyna się narowić, lepiej od razu udać się do serwisu, zamiast czekać, aż problem się dodatkowo skomplikuje.
„Diesel, panie, na zimę się nie nadaje” – ta ludowa mądrość pochodząca jeszcze z czasów powszechnych niedoborów, kiedy to na stacjach brakowało zimowego oleju napędowego, a i kupienie świec żarowych było problemem, wydaje się już dawno przebrzmiała. Okazuje się jednak, że stare zabobony wciąż mają swoich wyznawców, czego żywym przykładem jest niejaki pan Rafał, właściciel Forda Galaxy I z silnikiem wysokoprężnym.
Nowy akumulator, stary problem
Niedawno kupiony samochód pana Rafała pochodził z drugiej, a może nawet trzeciej ręki, a jego historia była słabo udokumentowana i ogólnie mętna, zaś przebieg widniejący na liczniku bardziej wyglądał na propozycję sprzedającego auto handlarza, niż realny zapis przejechanego dystansu. Krótko po tym, jak pan Rafał stał się właścicielem Forda, samochód zaczął sprawiać problemy. W wiosenne poranki tchnące jeszcze zimowym chłodem Galaxy bardzo niechętnie zapalało. Wreszcie, któregoś dnia w ogóle nie zapaliło, bowiem akumulator padł i rozrusznik ledwie się obracał.
Właściciel Forda, niewiele myśląc, wymontował starą baterię, a następnie udał się do pobliskiego sklepu motoryzacyjnego, gdzie nabył nowy akumulator, pozostawiając stary do utylizacji. Wymiana pomogła, ale jedynie na dwa tygodnie. Któregoś dnia samochód w ogóle nie dał się uruchomić, bowiem rozrusznik całkiem zamilkł.
W pierwszej chwili pan Rafał pomyślał, że dopiero co kupiony akumulator jest wadliwy. Wymontował go więc czym prędzej, a następnie zaniósł z powrotem do sklepu, by złożyć reklamację. Sprzedawca zbadał baterię testerem, po czym stwierdził, że jest całkiem sprawna. Poradził jednocześnie by udać się z autem do warsztatu.
Śmierdzący rozrusznik
Tak oto leciwe Galaxy trafiło do niezależnego, lecz dobrze wyposażonego warsztatu.
Mechanik, który zajrzał pod maskę, od razu zorientował się, że rozrusznik jest usmażony, o czym świadczył wydzielany przezeń zapach spalenizny. Dalsze oględziny potwierdziły to przypuszczenie.
Z użytkownikiem samochodu przeprowadzono wywiad, podczas którego ustalono, że każdego ranka zanim auto zapaliło, trzeba było bardzo długo kręcić rozusznikiem. Starter nie wytrzymał tak intensywnej oraz nieprzewidzianej przez konstruktorów eksploatacji i trafił go szlag. Użytkownik myślał, że takie zapalanie z oporami to naturalna dla diesla skłonność (tu właśnie widać szkodliwość wspomnianych na wstępie ludowych mądrości) i nie zdawał sobie sprawy, że sam doprowadzi w ten sposób do awarii.
Zamówiono regenerowany rozrusznik. Część wymieniono, a przy okazji przekonano pana Rafała, że należy ustalić przyczyny kłopotów z zapalaniem, bo bez tego jedynie kwestią czasu jest zarżnięcie kolejnego rozrusznika. Przedstawione przez mechanika argumenty trafiły do klienta. Ford został poddany diagnostyce.
Mnóstwo błędów
Test komputerowy wykazał mnóstwo błędów zapisanych w pamięci sterownika, a wśród nich najistotniejsze były te dotyczące świec żarowych, czujnika wału korbowego i immobilizera.
Świece wymieniono. Rzeczywiście były uszkodzone. Fordzisko twardo bo twardo, ale zapalało praktycznie bez nich. Sprawdzenie czujnika oscyloskopem wykazało natomiast, że daje on prawidłowy sygnał. Na tym etapie postanowiono wykasować błędy, pozostawić Forda na noc na warsztatowym parkingu i sprawdzić, jak będzie zapalał po chłodnej nocy.
Próba została przeprowadzona następnego dnia przez samego pana Rafała, który pojawił się w warsztacie zaraz po jego otwarciu. Galaxy odpaliło jak złoto, bez najmniejszych problemów. Pan Rafał wpadł w zachwyt i wyraził żal, że nie pojawił się w serwisie wcześniej, bo oszczędziłby sobie sporo fatygi i pieniędzy.
Pozostało wystawić fakturę i serdecznie pożegnać klienta.
Słuszne podejrzenia
Dwa dni później pan Rafał zadzwonił, by poinformować, że problem z rozruchem powrócił, a stało się to wczesnym rankiem, kiedy użytkownik wybierał się do pracy. Po chłodnej nocy samochód nie chciał zapalić, lecz właściciel Forda nie kręcił tym razem rozrusznikiem do skutku, bojąc się, że go uszkodzi. W końcu jednak, po dwóch godzinach zmagań, udało się samochód jakoś uruchomić. Mechanik miał już ochotę poradzić, żeby następnym razem pan Rafał udał się do pracy dwie godziny później, uznał jednak w porę, że jego żart mógłby zostać źle odebrany, więc ograniczył się jedynie do ponownego zaproszenia klienta do warsztatu.
Badanie testerem diagnostycznym ponownie wykazało wiele zapisanych błędów, a dwa z nich szczególnie pasowały do objawów – usterka sterownika i immobilizer.
Aby wykluczyć tę pierwszą, oddano sterownik do sprawdzenia. Elektronik nie znalazł w nim jednak żadnych uszkodzeń. Pozostało wiec przeanalizować jeszcze raz otrzymane wyniki testów i wytyczyć nowy kierunek poszukiwań. Ostatecznie pomogło doświadczenie mechanika, którego tknęło przeczucie, że wcześniejsze uporczywe kręcenie rozrusznikiem mogło doprowadzić do jakichś uszkodzeń w instalacji. Nos doświadczonego fachury i tym razem nie zawiódł.
Okazało się, że problem tkwi w przewodzie masowym od akumulatora. Mechanik wyczuł dobiegający zeń charakterystyczny zapach, a po rozcięciu izolacji ujrzał mocno wygrzany miedziany drut, który znacznie ograniczał przepływ prądu do odbiorników, w tym do komputera. Wypalony był również przekaźnik silnika. Uszkodzenia usunięto, przeczyszczono również masy w wiązce elektrycznej, uwzględniając szczególnie masy sterownika. Problem ustąpił. Błędy przestały się zapisywać.
Wojciech Słojewski, Wocar