Baskowie zwalniają
Stereotypowy Hiszpan – czyli wytwór naszej masowej wyobraźni, to człowiek o gorącym temperamencie, rozmiłowany w corridzie do tego stopnia, że gotów jest ryzykować wzięcie na rogi przez rozjuszonego el toro bravo, byle podczas gonitwy w dniu św. Firmina trzepnąć byka gazetą w zad, co wśród poddanych Filipa VI Burbona uznawane jest za wielkie męstwo i pozwala zażywać zasłużonej sławy.
Hiszpanie to również namiętni kibice sportu motorowego, a wspierać dopingiem mogli między innymi dwóch słynnych demonów prędkości – Carlosa Sainza i Fernando Alonso. Wydawałoby się zatem, że pionierskich rozwiązań radykalnie ograniczających dopuszczalną prędkość na drogach należałoby poszukiwać raczej na Półwyspie Skandynawskim, a nie Iberyjskim. Tymczasem niespodzianka. Bilbao jako pierwsze duże miasto na świecie wprowadziło na całym swoim terenie ograniczenie dopuszczalnej prędkości do 30 km/h. Tak więc mandat za zbyt szybką jazdę mają tam szansę zdobyć również co żwawsi rowerzyści.
Tu należy od razu dodać, że ograniczenia były wprowadzane sukcesywnie od lat i w 2019 roku limit 30 km/h obowiązywał już na terenie 80% miasta. Teraz zaś objęta nim została cała aglomeracja.
Alfonso Gil, urzędnik miejski odpowiedzialny za sprawy ruchu drogowego w Bilbao, wskazuje, że najważniejszym celem tych restrykcyjnych przepisów jest ograniczenie liczby wypadków, szczególnie tych śmiertelnych, ale również zmniejszenie ulicznego hałasu. Co ciekawe, nie słychać protestów mieszkańców, którzy twierdziliby, że rajcy baskijskiego miasta postradali zmysły i należy ich czym prędzej usunąć z ratusza, a następnie skierować do poganiania byków w Pampelunie. Wydaje się raczej, że hiszpańskie społeczeństwo generalnie skłania się do maksymalnego „odsamochodowienia” miast. Rząd tego kraju zatwierdził program, który ma sprawić, że do 2023 roku w centrach miast liczących powyżej 50 tysięcy mieszkańców ruch samochodowy zostanie całkowicie wyeliminowany.
Nie jesteśmy do końca przekonani, czy hiszpańskie pomysły nadają się do wprowadzenia w Polsce, ale może przydałoby się chociaż wprowadzenie takich rozwiązań, które sprawiłyby, że na miejskich ulicach, „miłośnicy adrenaliny” nie przekraczaliby dopuszczalnej prędkości trzykrotnie, a wielbiciele „elektromobilności” spod znaku hulajnogi nie lawirowaliby między przechodniami z prędkością bliską tej, jaka dopuszczalna jest w Bilbao.