Bateria po pekińsku, czyli o tym, kto będzie kontrolował łańcuchy dostaw

10 lis 2021

– Są Ferrari?
– Nie ma i nie wiem kiedy będą.
– Ale ja dałem podwawelską…

Tę oto śliczną trawestację słynnego dialogu z „Misia”, perełkę anonimowego autora, znaleźliśmy pod artykułem, w którym bije się na trwogę, że oczekiwanie na byle jaki samochód z salonu trwa już tyle co dobra ciąża, zaś nabywcy aut premium dopłacają dealerom ekstra pod stołem za lepsze miejsce w kolejce oczekujących. Dealerzy, którzy zwykle aktualizowali cenniki dwa razy do roku, robią to teraz co miesiąc, przy czym jak łatwo zgadnąć, ceny samochodów są coraz wyższe.

Oczywiście wszystkiemu jest winien deficyt półprzewodników, o którym już tu pisaliśmy. Eksperci uspokajają, że ten chipowy kryzys w końcu minie, ale poczekamy sobie na to jeszcze nawet rok.

No więc my postanowiliśmy odegrać rolę księżniczki trojańskiej Kasandry, która miała dar wieszczenia, a widziała przyszłość raczej czarno. Otóż wszystko wskazuje na to, że obecny kryzys dostaw nie będzie ostatni. Po pierwsze na światowych rynkach popyt na półprzewodniki przewyższa podaż, ta zaś skoncentrowana jest na Dalekim Wschodzie, przede wszystkim na Tajwanie, któremu po piętach depczą Chiny Ludowe. Jeśli kiedyś, co nie jest niemożliwe, towarzysze z Pekinu uzyskają kontrolę nad wyspą, którą traktują jako zbuntowaną prowincję, Chiny staną się na tym rynku niemal monopolistą. Zachód oraz Japonia, które radośnie scedowały produkcję układów scalonych na kraje o niższych kosztach pracy, teraz deklarują, że odbudują swoje własne możliwości wytwórcze. Eksperci wskazują jednak, że nie będzie to proste i zajmie lata.

Ale półprzewodniki to nie wszystko. Potencjalnych problemów z dostawami jest więcej. Prasa donosi, że zaczyna brakować magnezu, który jest niezbędnym dodatkiem do różnych stopów wykorzystywanych w przemyśle motoryzacyjnym. 90% światowej podaży tego metalu zapewniają, a jakże, Chiny Ludowe, które akurat postanowiły ograniczyć produkcję, podobno z powodu niedostatków energii.

Jeśli jeszcze, szanowny Czytelniku, nie zacząłeś się bać, to dorzucimy, że w związku z rozwojem elektromobilności, przewiduje się gigantyczny wzrost zapotrzebowania na metale ziem rzadkich, niezbędne do produkcji baterii do elektryków. Tak się tymczasem składa, że rynek tych pierwiastków zdominowały… tak, tak, ma się rozumieć – Chiny.

Podsumowując: Komisja Europejska chce, żeby po 2030 roku w UE produkowane były wyłącznie samochody bezemisyjne, czyli elektryczne. Takie pojazdy mają w sobie dwa razy więcej półprzewodników niż samochody z napędem konwencjonalnym. Również udział stopów lekkich, zawierających magnez jest w nich większy. Do każdego z tych aut trzeba wsadzić bakterię, która zawiera lit, kobalt, mangan i jeszcze coś tam. No więc już za chwileczkę, już za momencik cały europejski przemysł samochodowy będzie całkiem uzależniony od Chin, które będą miały w ręku końce, a właściwie początki łańcuchów dostaw.

Najzabawniejsze jest zaś to, że w imię dekarbonizacji transportu europejski przemysł będzie kupował od Chin surowce, przy pozyskiwaniu których nikt ani trochę nie będzie się przejmował tzw. śladem węglowym.

A więc wesołych świąt! – życzy partia i rząd. Z Pekinu.

 

 

Zostaw Komentarz