Cenne wspomnienia

19 lis 2013

Doświadczenia warsztatowe pochodzące z epoki socjalistycznej motoryzacji wydają się być zupełnie nieprzydatne w dzisiejszej praktyce warsztatowej. Zdarza się jednak, że z pamięci starego fachmana można wygrzebać wspomnienia, które okazują się być cenną wskazówką.

 Problemy diagnostyczne z nowoczesnymi samochodami kojarzą się przede wszystkim z elektroniką. Systemy autodiagnostyczne doskonale co prawda sprawdzają się w większości „elektronicznych” przypadków, lecz gdy szwankuje coś, czego nie przewidzieli twórcy oprogramowania, wtedy zaczyna się błądzenie, często po omacku.

Jednak nawet najnowocześniejsze samochody to nie tylko elektronika. Wciąż zdarzają się także kłopoty natury czysto mechanicznej, niekiedy takie, że potrafią zmienić rutynową naprawę w koszmar. Świadczy o tym ta oto historia.

Na lawecie

Pewnego dnia do niezależnego warsztatu przyjechała laweta dźwigająca na swym grzbiecie Volkswagena Sharana 1.9 TDI, rocznik 2006. Laweta przywiozła również użytkownika owego auta, przedstawiciela handlowego znanej firmy chemicznej, który używał Sharana jako auta służbowego i jak sam przyznał, spodziewał się rychłej wymiany tego pojazdu na coś nowszego. Tak więc łączący go emocjonalny związek z Sharanem był dość luźny, co jak się później okazało, było jedyną jasną stroną tej historii.

Kierowca Volkswagena powiedział, że powodem niesprawności auta całkowicie uniemożliwiającej jazdę jest awaria sprzęgła. Kilka miesięcy wcześniej element ten został wymieniony w innym warsztacie, na drugim końcu Polski, gdzie akurat auto postanowiło się rozkraczyć podczas służbowej podróży. – Szczerze mówiąc, powinienem pojechać do nich, ale nie będę wiózł auta na lawecie przez cały kraj, bo czasu na to szkoda – wyjaśnił kierowca, który miał komfort psychiczny wynikający z faktu, że koszty naprawy pokryje firma.

sharan3Życzeniu klienta stało się zadość. Samochód został w warsztacie, a mechanicy wzięli się do roboty. Po zdjęciu skrzyni biegów ukazał im się widok przedstawiający zdemolowany zespół sprzęgło – koło dwumasowe. W trakcie szczegółowych oględzin ustalono, że podczas poprzedniej naprawy wymieniono jedynie tarczę i docisk, ale pozostawiono stare koło dwumasowe. Nie wymieniono także hydraulicznego łożyska wyciskowego. Wyeksploatowane DKZ z czasem odmówiło posłuszeństwa, a w łożysku nastąpił przeciek. Płyn hydrauliczny w połączeniu ze smarem dobywającym się z koła dwumasowego stworzył agresywną miksturę, która doprowadziła do unicestwienia nowego sprzęgła.

 Wymieniamy co trzeba

sharan1Nie było innego wyjścia jak tylko wymienić cały komplet elementów, czyli koło dwumasowe, sprzęgło i łożysko. Koszty takiej naprawy mogły przyprawić o zawrót głowy, ale że samochód był, jak już wspomnieliśmy – służbowy i za jego naprawę płaciła firma, argumenty o konieczności kompleksowej naprawy trafiły do klienta bez przeszkód, o co zapewne nie byłoby tak łatwo, gdyby musiał on sięgnąć do własnej kieszeni. Tak więc auto zostało w warsztacie na dwa dni, podczas których wymieniono wszystko co trzeba, dzięki czemu Sharan odzyskał sprawność. Auto wydano zleceniodawcy, a o sprawie wkrótce zapomniano.

Jednak cztery miesiące później trzeba było sobie niej przypomnieć, a to dlatego, że do warsztatu zadzwonił kierowca Sharana, zaniepokojony tym, że sprzęgło czasami mu się „zakleszcza” i wówczas nie może wrzucić biegu, a jeśli akurat bieg jest już wrzucony, pojawiają się kłopoty z przełączeniem na bieg jałowy.

Nowina ta zaniepokoiła personel warsztatu. Niby było wiadomo, że naprawa została przeprowadzona zgodnie z zaleceniami producenta, lecz przecież „skucha” może zdarzyć się nawet najlepszym. A wówczas często okazuje się, że zamiast zarobić na usłudze, trzeba do niej dołożyć.

 Powrót Sharana

Tak więc, ku rozpaczy mechanika, który wyjątkowo nie lubił robić dwa razy tej samej roboty, Sharan powrócił. Okazało się jednak, że objawy, o których telefonicznie poinformował klient, w tajemniczy sposób, jak na złość, ustąpiły. Nie bardzo więc było wiadomo, co robić dalej. Pomimo długotrwałej jazdy próbnej, wszystko funkcjonowało prawidłowo i kiedy już wydawało się, że awaria była jedynie urojeniem kierowcy, na przywarsztatowym parkingu, podczas manewrowania coś faktycznie nawaliło, a objawy awarii były dokładnie takie, jak to opisał użytkownik samochodu.

Samochód wtoczono więc na stanowisko i poddano wnikliwym badaniom. Mechanik postawił diagnozę, że przyczyną awarii jest zbyt głęboko wpadający pedał sprzęgła, a winę za to ponosi hydrauliczna pompka znajdująca się przy pedale. Element ten wymieniono.

Pomogło od razu, ale tylko na trzy dni, gdyż po tym czasie problem wrócił, jak gdyby nigdy nic.

Stało się jasne, że warsztat ma do czynienia z awarią w rodzaju takich, których się długo nie zapomina. Jak wiadomo komplikacje „pooperacyjne” to koszmar, który skończyć się może nawet w sądzie, gdzie zmuszeni będziemy udowadniać, że to nie my zepsuliśmy auto klienta. Krótko mówiąc atmosfera wokół Sharana zaczęła gęstnieć.

Nie było wyjścia, trzeba było jeszcze raz wyciągnąć skrzynię biegów i zajrzeć do sprzęgła, które jak się okazało, wyglądało zupełnie normalnie. Coś jednakże działało wadliwie, więc mechanik nie chcąc dać się zwieść pozorom, zlustrował sprzęgło centymetr po centymetrze.

sharan6Ostatecznie jego podejrzenie padło na docisk. W Sharanie zastosowano bowiem sprzęgło samonastawne, w którym samoczynnie kasowany jest luz wynikający z postępującego zużycia okładzin tarczy. Mechanik uznał, że ów mechanizm nie działa poprawnie, stąd wszystkie kłopoty. Zdecydował się więc wymienić ten element.

Rzeczywiście, po naprawie nastąpiła poprawa, ale trwała jeszcze krócej niż po wymianie pompki sprzęgłowej, bowiem objawy awarii powróciły następnego dnia.

 Konsylium warsztatowe

Trzeba uczciwie powiedzieć, że w tym momencie mechanikowi skończyły się koncepty. Przy okazji wyczerpała się również cierpliwość szefa warsztatu, który zwołał pilne konsylium, w którym udział wzięli wszyscy pracownicy serwisu. Każdy miał podzielić się swoimi podejrzeniami na temat przyczyn awarii. Szczerze mówiąc, burza mózgów niewiele wniosła do sprawy. Jedni popatrywali bezradnie na drugich i nikt nie miał pomysłu, który wniósłby do sprawy coś nowego. Szef doskonale wiedział, że jeśli czegoś szybko nie wykoncypuje, warsztat będzie musiał wywiesić białą flagę. Jak zwykle, rozmyślania na temat przypadku pechowego auta zostawił sobie na wieczór, kiedy to do głowy często przychodzą zupełnie niegłupie pomysły.

Już w domu, rozciągnięty na sofie, rozpoczął rozmyślania, starając się przeanalizować wszystkie możliwe warianty przyczyn niesprawności. Jak to bywa w takich sytuacjach, nasunęły mu się wspomnienia wydarzeń sprzed wielu lat. Dotyczyły mianowicie szkolnych praktyk odbywanych w warsztatach działających przy technikum samochodowym. Dzięki owym zajęciom należał do tych studentów Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych, którzy rzeczywiście potrafili coś zrobić przy samochodzie.

Tak więc przypomniały się szefowi rozmaite historie, których bohaterami byli on i jego koledzy, a także rozmaite wehikuły, które już mało kto pamięta. Ot, choćby taka Skoda 105, która miała silnik z tyłu, a chłodnicę z przodu, skutkiem czego przy odpowietrzaniu układu chłodzenia, można się było rozpłakać. A ileż praktycznej wiedzy dostarczyła mu gimnastyka z należącym do dyrektora szkoły „dużym fiatem”, w którym zdążył poznać każdą śrubkę. Zaraz, zaraz, w tym gracie, też było coś nie tak ze sprzęgłem. Zdaje się, że się właśnie zacinało…

Następnego dnia szef zjawił się w warsztacie z pogodniejszym obliczem. Zwołał wszystkich mechaników i opowiedział im historię o rzeczonym dyrektorskim Polskim Fiacie 125p.  Młodzi mechanicy słuchając owej przypowieści, mrugali do siebie porozumiewawczo, czekając tylko na chwilę, kiedy to będą mogli pośmiać się do woli z pryncypała i jego porównań zabytkowego auta z Żerania do kilkuletniego Volkswagena. -… Tak więc, drodzy koledzy, sprawdźcie, czy przypadkiem to samo nie dolega naszemu Sharanowi –  zakończył opowieść szef, po czym udał się do kantorka, by rozprawić się z piętrzącym się na biurku stosem zaległych dokumentów.

Jakąś godzinę później wpadł doń jak bomba jeden z mechaników. – Szefie, miał szef rację. To było to – powiedział, patrząc na szefa z podziwem.

 sharan2

Oto bowiem, zgodnie z podejrzeniami szefa, kłopoty spowodował zbyt duży luz wałka sprzęgłowego. Okazało się, że w Sharanie naprawiano wcześniej skrzynię biegów, jednakże nie wyregulowano przy okazji luzu wałka, co czyni się za pomocą podkładek. Gdyby właściciel poinformował o tym warsztat, sprawa znalazłaby rozwiązanie znacznie wcześniej.

Wojciech Słojewski
Wocar

3 komentarze
  1. Dotyczy skrzyń 6biegowych grupy VW w 90% przypadków przyczyna to wytarta przez łożysko wałka tylna obudowa skrzyni(można sprawdzić pod dużą gumow zaślepką) .Do wymiany tylna obudowa plus łożysko

Zostaw Komentarz