CEPiK niczym Wielki Sfinks
Kto wie, może za tysiąc lat jakiś cyberarcheolog, spod zwałów cyfrowych zapisów nagromadzonych przez stulecia, wygrzebie naszą Centralną Ewidencję Pojazdów i Kierowców, a znalezisko to okaże się równie cenne jak rzymski teatr wykopany w Aleksandrii przez naszego wielkiego uczonego prof. Kazimierza Michałowskiego.
Czegóż w CEPiKu nie znajdą naukowcy! Potomni dowiedzą się na przykład, że w erze pojazdów elektrycznych plemię nadwiślańskie jeździło niezwykłymi wehikułami zwanymi „Syrena”, a napędzanymi silnikami dwusuwowymi. Takich pojazdów figuruje wszak w centralnej ewidencji blisko czterdzieści tysięcy.
Prawdziwą sensacją – porównywalną z odnalezieniem grobowca Tutanchamona będzie zaś odsłonięcie wpisu dotyczącego samochodu z końca X wieku, bo są i takie kwiatki w CEP. Zapewne narodzi się śmiała hipoteza, że może to być używany samochód sprowadzony przez Mieszka I zza zachodniej granicy, auto z niewielkim przebiegiem (igła!) należące wcześniej do emerytowanego margrabiego, który płakał jak sprzedawał.
Zebrało nam się na darcie łacha z CEPiKu, bowiem wiceminister cyfryzacji wyznał niedawno, że mimo wydania 27 rozporządzeń, nie uda się, po raz kolejny zresztą, wprowadzić 1 stycznia 2017 roku nowego systemu ewidencji zwanego CEPiK 2.0, który byłby już uwolniony z większości błędów, czyniących z elektronicznej ewidencji złomowisko. A jak wiadomo, nieaktualne i błędne dane wprowadzają zamieszanie i dają asumpt do wyciągania nieprawdziwych wniosków, np. dotyczących średniego wieku samochodów jeżdżących po polskich drogach.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ten cały CEPiK to pomnik biurokratycznej niemocy – monumentalny i wieczny niczym Wielki Sfinks z Gizy.