Chińska technologia w… Niemczech
Dawno, dawno temu, kiedy Chińska Republika Ludowa klepała jeszcze biedę, a po ćwierci stulecia szalonych eksperymentów Mao Zedonga każda większa susza doprowadzała kraj na skraj przepaści, władzę objął Den Xiaoping. W czasach jego rządów nastąpiła radykalna zmiana kursu polityki gospodarczej. Kraj Środka zaczął otwierać się na świat, a prywatna własność przestała być zwalczana. Rząd chiński zdecydował nawet, że obywatele ChRL będą mogli prywatnie kupować samochody, zaś jednym z pierwszych pojazdów, który trafiał w ręce indywidualnych nabywców był – w co trudno dziś uwierzyć – nasz „mały fiatek”.
Plan Denga był prosty, ale jego realizacja przewidziana na kilka dekad. W skrócie chodziło o to, żeby najpierw przyciągnąć zachodnie inwestycje, następnie nauczyć się kapitalistycznego know-how, a na koniec przejąć interes.
Po przeszło czterdziestu latach od czasu wprowadzenia chińskich reform widać, że ta konfucjańska strategia zwyciężyła. Chińczycy zaczęli od sprowadzania z Polski „kaszlaków” za trampki i długopisy, a dziś chińska firma CATL uruchamia w Turyngii fabrykę baterii do samochodów elektrycznych.
Nawiasem mówiąc, przebąkiwało się nie tak dawno, że zakład ma być ulokowany w Polsce. Nic z tego nie wyszło, bo Chińczycy to naród pragmatyczny, a z Erfurtu bliżej jest do fabryk Mercedesa i BMW, które będą baterie kupować. Tymczasem do naszej Narodowej Makiety Narodowego Samochodu Elektrycznego baterie na razie niepotrzebne.