Czyj błąd, czyli sprzęgło zagadka

16 wrz 2019

Najczęstszą przyczyną warsztatowych kłopotów jest tzw. czynnik ludzki, przez co rozumieć należy błędy montażowe i postępowanie niezgodne z procedurami przewidzianymi przez producenta. Mimo to niektóre porażki są przez mechaników niezawinione i o tym opowiada ta opowieść.

 

Tym razem opowieść nie będzie poświęcona diagnostyce złożonych i nowoczesnych układów nafaszerowanych elektroniką. Sprawa dotyczy bowiem całkiem banalnego elementu jakim jest sprzęgło, w dodatku bez żadnych technicznych fajerwerków stanowiących zasadzkę dla nieświadomych mechaników. Jak się jednak okazało i taki warsztatowy banał może napsuć krwi nawet doświadczonemu warsztatowi.

Rutynowa wymiana

Bohaterem naszej opowieści jest Renault Trafic z silnikiem 1.9 tdci, całkiem udany van, który sprawdza się dobrze zarówno jako auto dostawcze jak i osobowe przeznaczone dla ponadnormatywnie licznej rodziny. Akurat nasz Trafic wykorzystywany był w charakterze auta użytkowego i to bardzo, bowiem jego właściciel, prowadzący tzw. firmę eventową często woził tym samochodem klamoty, których łączna waga znacznie przekraczała dopuszczalną ładowność. Przy tym dżentelmen ów był raczej nieszczególnym kierowcą i często jeździł na poślizgu sprzęgła (a to podczas parkowania, to znów na przykład podjeżdżając w korku na wiadukt), regulując w ten sposób moment napędowy przenoszony na koła. W rezultacie sprzęgło dość szybko dożywało swoich dni i trzeba je było wymieniać. Szczęśliwie Trafic nie był wyposażony w dwumasowe koło zamachowe, które jak wiadomo jest szczególnie wrażliwe na jazdę na półsprzęgle, bowiem dość łatwo się przegrzewa i ulega w ten sposób awarii, a do tego kosztuje czapkę pieniędzy. Sprzęgło w Renault wymieniane było już dwa razy, choć nie zostało to podyktowane naturalnym zużyciem eksploatacyjnym. Za pierwszym razem zostało po prostu spalone, kiedy niemiłosiernie przeładowany Trafic pokonywał stromy podjazd, z kolei druga wymiana to efekt awarii uszczelniacza wału korbowego, ponieważ wydobywający się przez nieszczelność olej zabrudził tarczę sprzęgła, która po tym nasmarowaniu straciła dotychczasowy współczynnik tarcia, a ślizgając się, wyglansowała się do reszty. Wtedy też samochód trafił do warsztatu na kolejną wymianę sprzęgła.

Sprawa była rutynowa i wydawała się banalna. Robotą zajął się młody, zdolny mechanik, który wymienił w swojej dotychczasowej karierze dziesiątki sprzęgieł, w tym również tych samonastawnych, które wymagają zastosowania specjalnej procedury montażowej oraz wzmożonej uwagi.

Kto winien

Wymiana poszła dość gładko. Pozostało tylko dzwonić po klienta i wystawić fakturę. Oczywiście zanim to zrobiono, przeprowadzono jazdę próbną. I tu na jaw wyszedł nieoczekiwany klops. Kiedy tylko mechanik wyjechał na plac przed warsztatem, od razu poczuł, że coś jest nie tak. Sprzęgło „brało” bardzo nisko i pedał trzeba było wciskać w podłogę, żeby wrzucić bieg. Mechanik nie miał zielonego pojęcia, co też było powodem tego stanu rzeczy.

Tu trzeba nadmienić, że młody fachowiec był od jakiegoś czasu również młodym ojcem, co skutkowało tym, że do pracy stawiał się często z powiekami podpartymi zapałkami, gdyż jego dziecię trapiły kolki, zwłaszcza w porze nocnej, a z kolei żona owego mechanika była zwolenniczką szwedzkiego modelu rodzinnego, polegającego na sprawiedliwym podziale obowiązków rodzicielskich, w tym również wstawania do płaczącego niemowlęcia. Zachodziło więc podejrzenie, że chronicznie niewyspany mechanik być może popełnił podczas montażu jakiś błąd. Zasugerował to nawet delikatnie szef warsztatu, który sam będąc od niedawna dziadkiem, podchodził do rodzinnych perturbacji podwładnego z dużą wyrozumiałością.

Mechanik odpowiedział, że sprzęgło zostało wymienione tak jak trzeba, a on sam wypił najpierw dwie mocne kawy i z pewnością zachował przytomność.

Postanowiono zatem, że przed przeprowadzeniem kolejnej rozbiórki wymieniona zostanie jeszcze hydrauliczna pompka sprzęgła, bowiem być może to właśnie z jej powodu sprzęgło nie działa jak należy. Wymiana i tak się pompce należała ze względu na znaczny przebieg pojazdu.

Wnikliwe oględziny

Część została więc wymieniona, a Renault wyruszyło na jazdę próbną po raz kolejny. Okazało się jednak, że nowa pompka nie tylko nie poprawiła pracy sprzęgła, ale po jej zamontowaniu było nawet jakby gorzej. – No to kicha, panie Adaś! Zdejmujemy skrzynię i sprawdzamy, coś pan tam spiermandolił – zawyrokował szef warsztatu, który zaczął już podejrzewać, że nieprzytomny mechanik założył odwrotnie tarczę sprzęgła, co może się w końcu przydarzyć każdemu i to w najlepszej rodzinie. Wymontowano więc powtórnie skrzynię biegów, sądząc, że w ten sposób bolesna prawda zostanie ujawniona. Tymczasem oględziny, w których szef uczestniczył osobiście, nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Wszystko zamontowane było jak należy. Tarcza ustawiona była napisem „gearbox side” do skrzyni. Młody mechanik odetchnął z ulgą, szczęśliwy, że uniknął spektakularnej kompromitacji. Szef warsztatu zaczął zaś drapać się po głowie, zastanawiając się, co też jest nie tak z tym przeklętym sprzęgłem.

Wymieńcie jeszcze tuleję prowadzącą łożysko. Pewnie to ona, a zresztą przy takim przebiegu wymiana i tak jej przysługuje – stwierdził szef. Co pryncypał zaordynował, czym prędzej wykonano, po czym wszyscy pracownicy warsztatu zebrali się, by obejrzeć kolejną próbę działania sprzęgła. Niedomaganie Trafica było bowiem sprawą coraz bardziej intrygującą. Niestety, szybko wyszło na jaw, że trop tulei jest fałszywy i to nie ona odpowiada za niewłaściwe działanie sprzęgła. Długo oczekiwany finał

Być może kto inny, niczym król lemurów Julian, zacząłby szukać pomocy u pradawnych bogów, jednak szef warsztatu, będąc racjonalistą uważał, że każde, nawet najdziwniejsze zjawisko da się wytłumaczyć, odwołując się do instrumentarium nauk ścisłych. Polecił zatem jeszcze raz zdjąć skrzynię biegów, a następnie w towarzystwie mechanika, który sprzęgło wymieniał, dokonał szczegółowych oględzin po kolei wszystkich elementów układu sprzęgania. Przyczynę wszystkich kłopotów dostrzegł jednak mechanik Adam, który choć niewyspany, wzrok miał bystry. Okazało się otóż…

… że za kłopoty odpowiedzialne jest samo sprzęgło, które było wadliwie wykonane. A mówiąc ściślej, winien był tłumik drgań skrętnych tarczy sprzęgła.

Otóż tarcza została wykonana tak, że po zamontowaniu ustawiała się mimośrodowo wobec wałka sprzęgła i ocierała o pierścień docisku. Owo „bicie” było minimalne, ale ze względu na niewielki luz pomiędzy współpracującymi elementami wystarczyło, by sprzęgło działało wadliwie. Co ciekawe, w kolejnym egzemplarzu sprzęgła pochodzącym z tej samej (renomowanej) firmy mechanik odkrył identyczny mankament, co wskazuje na jakiś błąd podczas procesu produkcji całej partii sprzęgieł.

Zastosowanie części konkurencyjnej (również renomowanej) firmy natychmiast załatwiło sprawę. Sprzęgło zaczęło działać bez zarzutu.

 

Wojcjech Słojewski, Wocar

 

Zostaw Komentarz