Demaskowanie hybrydowe, czyli z wtyczką czy bez

02 gru 2020

Media donoszą, że pięć lat po wybuchu niesławnej afery zwanej „Dieselgate” kroi się nowa. Tym razem podejrzane są samochody hybrydowe typu plug-in, które emitują znacznie więcej dwutlenku węgla, niż to wynika z deklaracji producentów. O sprawie poinformowała właśnie European Federation for Transport and Environment (T&E), czyli europejska „czapka” zrzeszająca organizacje non-profit działające na rzecz ochrony klimatu i zrównoważonego transportu. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Emissions Analytics na zlecenie T&E, samochody typu plug-in nawet z pełnym akumulatorem emitują więcej CO2 niż deklarują ich producenci.

Zbadano trzy samochody hybrydowe kategorii plug-in: BMW X5, Volvo XC60 oraz Mitsubishi Outlander. T&E podaje, że emisje CO2 zanotowane w badaniu przekraczały deklaracje producentów nawet 12-krotnie. Również w optymalnych warunkach i na w pełni naładowanej baterii auta emitowały więcej CO2 niż powinny.

Największa rozbieżność występuje, co oczywiste, podczas jazdy w trybie ładowania. Od 3 do 8 razy więcej CO2 samochody emitowały jeżdżąc wyłącznie na silniku spalinowym, a najmniejsze rozbieżności (od 28 do 89 proc.) między deklaracjami a realną eksploatacją wystąpiły, gdy samochody wystartowały z pełną baterią.

To że podczas codziennej eksploatacji samochody palą więcej, niż przewidują oficjalne dane techniczne, wie każdy, kto ma samochód. Osiągnięcie wyników podawanych w instrukcji wymaga umiejętności mistrza Rajdu o Kropelce, a podczas jazdy zamiast patrzeć na drogę, należałoby mieć wzrok wbity w obrotomierz.

Mamy też niejasne przeczucie, że wspomniane badania, a ściślej rzecz biorąc ich wyniki, przedstawiane są tendencyjnie, stoi zaś za tym idea ortodoksyjnej elektromobilności. Krótko mówiąc według T&E hybrydy plug-in są niedobre, bo nie dość elektryczne.

Zdrowy rozsądek podpowiada jednak, że hybrydy z możliwością zewnętrznego ładowania to dobry pomysł, przynajmniej w przejściowym okresie rozwoju motoryzacji, która pewnie kiedyś całkowicie będzie obchodzić się bez węglowodorów. W mieście można takim pojazdem podróżować korzystając niemal wyłącznie z napędu elektrycznego, z kolei na trasie nie trzeba się martwić brakiem stacji ładowania.

Ciekawe, że pod bezkompromisowy osąd nie trafiły hybrydy zwykłe, te bez możliwości ich ładowania przez kabel. Taki wariant napędu propaguje od paru lat szczególnie intensywnie jedna marka, która w kampanii reklamowej wykorzystuje postać motoryzacyjnego eksperta, nazywanego przez udawanego dziennikarza „Panem Włodkiem”. W jednym z reklamowych filmików Pan Włodek wykazuje wyższość zwykłych hybryd nad plug-in, bo nie trzeba ich ładować, a dodatkowo te drugie, jak się rozładują, muszą zostać podłączone do ładowarki, ewentualnie trzeba jeździć z rozładowaną baterią, co też zresztą nie jest całkiem ścisłe, bo hybrydy plug-in również ładują się podczas jazdy. To dezawuowanie hybryd z wtyczką jest o tyle ciekawe, że rzeczona firma sama wprowadziła na rynek hybrydy plug-in i zapowiada, że wkrótce pojawią się kolejne modele z takim zasilaniem. A zatem przekaz wydaje się wewnętrznie niespójny. No chyba że Pan Włodek wyraża pogląd o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy tylko na lokalny rynek krajowy, gdzie z jakiegoś powodu ma to sens marketingowy. A, to wtedy co innego.

 

Zostaw Komentarz