Gospodarka niedoborów, czyli fabryki nie mają z czego produkować

13 paź 2021

Najpierw króciutki wątek historyczny. Otóż po wprowadzeniu w 1981 roku stanu wojennego, Polska Ludowa została objęta sankcjami gospodarczymi Zachodu. Skutkiem tego zaczęło brakować wielu surowców i komponentów, a problemy z tym związane zaczęła odczuwać m.in. Fabryka Samochodów Osobowych. Zakład, podobnie jak wszystkie inne państwowe przedsiębiorstwa, dostał z przydziału komisarza wojskowego, który miał pilnować, żeby produkcja odbywała się bez zakłóceń. No i jakoś się odbywała. Gotowe samochody przechodziły kontrolę jakościową, po czym trafiały na plac, gdzie pracownicy wymontowywali z nich rozmaite deficytowe elementy, które następnie trafiały do kolejnych wyprodukowanych pojazdów.

Jeśli komuś się wydaje, że takie dziwne manewry możliwe są tylko w gospodarce socjalistycznej, spieszymy zapewnić, że w razie konieczności stosuje się je również w kapitalizmie. Oto, jak donosi dziennik „The New York Times”, w ubiegłym miesiącu fabryka Volkswagena produkująca samochody ciężarowe przyznała się do tego, że wymontowywała z już wyprodukowanych, ale niesprzedanych ciężarówek, trudne do zdobycia komponenty i ponownie wstawiała je do pojazdów, na które miała zamówienia.

Tak wygląda w praktyce kryzys w światowych łańcuchach dostaw, który szczególnie dotknął niemiecki przemysł motoryzacyjny, filar tamtejszego eksportu, a przy okazji wielkiego odbiorcę komponentów wytwarzanych w Polsce.

Jak informuje „NYT” brakuje już nie tylko półprzewodników i chipów, ale również stali, metali kolorowych, tworzyw sztucznych, grafitu, metali ziem rzadkich, a nawet – w co już trudno uwierzyć – sklejki. Z powodu zjawiska zwanego u nas kiedyś „określonymi trudnościami na odcinku” Opel planuje zamknąć do końca roku fabrykę w Eisenach. Niemieccy ekonomiści twierdzą, że skutki niedoborów są dramatyczne i odbiją się na wynikach największej europejskiej gospodarki.

My również odczujemy niemieckie kłopoty. Polska jest elementem krwioobiegu europejskiej, a więc i światowej gospodarki, a Republika Federalna to nasz partner strategiczny. Mniej wyprodukowanych samochodów w Niemczech oznacza mniejsze zapotrzebowanie na rozmaite komponenty wytwarzane w Polsce, która, jak to słusznie określił kiedyś oświecony przez SDCM minister gospodarki, stała się „europejskim zagłębiem produkcji części motoryzacyjnych”.

Ale to nie wszystko. Mniejsza podaż nowych samochodów i kłopoty z realizacją zamówień oznaczają mniej samochodów używanych na rynku wtórnym, czyli wyższe ceny. Kto zatem ma samochodowe truchło, którym zaczynają się interesować złomiarze, a miał zamiar sprawić sobie coś nowszego, być może będzie musiał zrewidować plany. A jeśli zamiast używanego samochodu zapragnie kupić sobie rower, również i tu może go spotkać przykra niespodzianka. „NYT” donosi bowiem, że „określone trudności na odcinku” pojawiły się również na rynku rowerów. Z powodu pandemii zamknięto malezyjskie fabryki produkujące przerzutki, amortyzatory i inne części. Brakuje też kontenerów transportowych. Tymczasem z powodu pandemii popyt na rowery znacząco wzrósł.

Obawiamy się, że jedyne co nam pozostanie to piesze wędrówki. Chociaż boimy się, że deficyty dotkną również rynek obuwniczy i z powodu braku gumy, filcu i łyka, dramatycznie zmaleje podaż trampek, walonków oraz łapci.

Zostaw Komentarz