Instytut im. Cypriana Zabłockiego

16 gru 2020

Nasze elektromobilne narodowe marzenia zaczynają się powoli krystalizować, przynajmniej w oficjalnych komunikatach wydawanych przez spółkę ElectroMobility Poland.

No więc fabryka Izery powstanie w Jaworznie, bo dojazd dobry, a obok elektrownia, więc będzie skąd wziąć prąd. Na miejscu jest kawał wolnego placu, zatem w przyszłości można postawić kolejne hale. To ważne, bo założenie jest takie, że produkcja polskich aut elektrycznych będzie się szybko rozwijać.

Uruchomienie fabryki samochodu Izera, do którego platformę mają dostarczyć Chińczycy, zaprojektować nadwozie Włosi, a opracować rozwiązania techniczne Niemcy, ma kosztować według zgrubnych wyliczeń pięć miliardów złotych. Zapłaci za to spółka czterech państwowych firm energetycznych, a resztę dorzuci państwo, bo przecież to naturalne, że kraj wspomaga rodzimy przemysł samochodowy – zaznaczył podczas konferencji prezes spółki.

Docelowo fabryka ma produkować 200 tysięcy pojazdów rocznie. Kto je będzie kupował? Otóż narodowy pojazd, co jest całkiem logiczne, będzie kupował naród. A ściślej, skorzysta z atrakcyjnego finansowo abonamentu, płacąc od razu za samochód i prąd do niego.

Plan jest tak przebiegły, że gdyby mu doczepić kitę, mógłby uchodzić za lisa. A biorąc pod uwagę, że realizują go partyjni działacze, prezesi z politycznych nominacji szefujący państwowym spółkom oraz ministrowie, którzy objęli stanowiska w wyniku umów koalicyjnych, można śmiało zakładać, że to się musi udać. Widzimy tylko jedną przeszkodę w tych założeniach, taką mianowicie, że rozpoczęcie produkcji Izery zapowiadane jest na rok 2024, zaś w 2023 odbędą się wybory, po których prezesami i ministrami mogą zostać zupełnie inni młodzi zdolni.

Według Woody’ego Allena, jeśli chce się rozbawić Boga, najlepiej opowiedzieć mu o swoich planach. Czy ktoś jeszcze pamięta firmę Faraday Future, która parę lat temu zaprezentowała bardzo ciekawe przedprodukcyjne egzemplarze samochodów elektrycznych i zebrała do kapelusza w pięć minut ponad sześćdziesiąt tysięcy zamówień? Faraday obiecywał walkę z Teslą o prymat na rynku. Pozostały po nim niezapłacone faktury w Kalifornii i Nevadzie oraz złorzeczenia tych, którzy wpłacili zaliczki.

Chevrolet Bolt EV, skądinąd bardzo udany elektryczny model podupadłego giganta GM, wyróżniony prestiżową amerykańską nagrodą, miał według planów sprzedawać się w liczbie 200 tysięcy egzemplarzy rocznie, tymczasem popyt na to auto okazał się mizerny i opiewa na kilkanaście tysięcy, a koncern z Detroit zamiast na nim zarabiać, dokłada do interesu.

Ciekawy przykład rozminięcia się oczekiwań z rzeczywistością zna również historia polskiej przedsiębiorczości. W XIX wieku Cyprian Franciszek Zabłocki uruchomił w swoich dobrach pod Sochaczewem produkcję mydła, które miał zamiar upłynnić z wielką korzyścią w Prusach. Niestety mydło, zanim dotarło do nabywców, zdążyło się upłynnić w Wiśle, którą było przewożone, a przedsięwzięcie zamiast przynieść intratę, zakończyło się całkowitą plajtą.

Uważamy, że romantyczna postać Cypriana Franciszka Zabłockiego zasługuje na to, by jego imieniem nazwać jakiś państwowy instytut prognoz gospodarczych.

Zostaw Komentarz