Interes, czyli ile można stracić
Kiedyś pisaliśmy już o polskim paradoksie polegającym na tym, że najlepszym sposobem na doprowadzenie w Polsce firmy budowlanej do bankructwa jest wygranie rządowego kontraktu na budowę drogi. Przykładów mieliśmy w ostatnich latach aż nadto.
Scenariusz za każdym razem wyglądał podobnie. Wykonawca zgłaszał, już podczas prowadzonych prac, że za pieniądze, na które opiewa zawarty kontrakt, nie da rady skończyć budowy. Bo a to cement, a to kruszywo podrożało, to znów coś w poprzek stanęło.
Inwestor, czyli GDDKiA, odpowiadał, że guzik go to wszystko obchodzi, bo on ma ważną umowę. Następnie wykonawca zwalniał obroty, przestawał płacić podwykonawcom, zapowiadał, że będzie musiał zejść z placu. Inwestor wciąż pozostawał nieubłagany. Wreszcie kontrakt zrywano, wykonawca zostawiał rozgrzebaną budowę i podwykonawców z niezapłaconymi fakturami. Koniec aktu I.
W akcie II inwestor ogłaszał nowy przetarg. Wygrywała następna firma, tym razem ostrożnie szacująca koszty, jakoś kończyła robotę, na miejsce przybywali luminarze do przecięcia wstęgi – szampan, przemówienia, kolejny sukces. Kurtyna.
Tych drogowo-budowlanych dwuaktówek miało już nie być. Ale jak się okazuje, spektakl wciąż nie schodzi z afisza. Oto bowiem zerwana została umowa z włoską firmą Impresa Pizzarotti budującą trzy odcinki drogi ekspresowej S5 w województwie kujawsko-pomorskim. Media donoszą, że nie był to w ostatnim czasie przypadek odosobniony. Budowę porzuciła również firma wykonująca odcinek S5 między Poznaniem a Wronczynem, wcześniej zaś GDDKiA zerwała dwa kontrakty z firmą budującą autostradę koło Polkowic, a także umowę z wykonawcami odcinków dróg S7 pod Warszawą i S61, na Podlasiu.
My, podnoszący ten lament, nie znamy się co prawda ani na budownictwie, ani na finansowaniu wielkich inwestycji, ale rozumki podpowiadają nam, że coś jest nie tak z naszą polityką przetargową i kryterium ceny ma zbyt dominujące znaczenie w wyłanianiu zwycięzców. Co z tego, że wygrywa oferent proponujący najniższą cenę, skoro później kończy się tak jak to wyżej opisaliśmy, a na koniec okazuje się, że cała impreza kosztowała znacznie więcej, niż by mogła, gdyby kontrakt wygrała firma zdrowo szacująca koszty i wykonująca wszystko w terminie.
Przypomina się dialog z niezapomnianego skeczu z kabaretu „Dudek” między Beniaminem Rappaportem a Jakubem Goldbergiem:
– Jest interes do zrobienia.
– Interes? Ile można stracić?