Irchą w spekulanta, czyli powrót do przeszłości
Jeśli po wyborach ceny paliw zostaną urealnione, benzyna i olej napędowy błyskawicznie podrożeją co najmniej o 1 zł za litr – wieszczą analitycy. Wedle tych samych źródeł, Orlen miał już dołożyć do kiełbasy wyborczej około 2 miliardy złotych. Miał z czego, bo zdarł z nas z górką, kiedy ceny surowca na światowych giełdach były niższe, za to te na stacjach sporo wyższe niż teraz. Eksperci wskazują, że kierownictwo naszego narodowego koncernu naftowego przeszło na ręczne sterowanie oderwane od realiów rynkowych, podobnie jak uczyniono to nieco wcześniej na Węgrzech, gdzie szybko pojawiły się znane starszym i zaawansowanym, pamiętającym tzw. realny socjalizm – „przejściowe trudności na odcinku”. Najprawdopodobniej nam uda się w większej skali tego scenariusza uniknąć, bo Orlen dobrze się do akcji przygotował, a wybory za chwilę, więc jakoś się do nich dociągnie.
Ale kiedy już wrzucimy kartki do urny, oczywiście usłyszymy starą śpiewkę o konieczności podwyższenia cen, już to z powodu ceny baryłki, już to z uwagi na najazd samochodowej szarańczy z zagranicy, łasej na nasze polskie tanie paliwo oraz niewidzianych od 40 lat spekulantów, którzy podjeżdżają pod dystrybutory z beczkami i leją ile wlezie, przez co potem dla innych brakuje. Tak że sami, obywatele, rozumiecie – to wszystko dla waszego dobra.
Mamy pomysł, co zrobić, żeby paliwo na stacjach było tanie i go nie zabrakło. Otóż wystarczy skorzystać z dorobku myśli socjalistycznych ekonomistów-planistów z czasów nieboszczki Polski Ludowej. Należy wprowadzić reglamentację. Każdy właściciel otrzyma kartki na benzynę, a latem dodatkowy przydział wakacyjny. Proste?
Co prawda starsi i zaawansowani mogliby sobie przypomnieć, że kiedy benzyna była na kartki, też jej wiecznie brakowało, a ówczesna prasa roztrząsała, gdzie wycieka deficytowe paliwo. Ale spokojnie, jest i na to sposób. Wtedy spekulantów tropiła tzw. „Ircha”, czyli Inspekcja Robotniczo-Chłopska, teraz też można do tego wykorzystać aktyw partyjny, a przyłapanych paliwowych pasożytów przykładnie piętnować w telewizji.
No dobra, pożartowane. A teraz poważnie: kto chce zaoszczędzić parę złociszy, niech zatankuje do pełna przed wyborczą niedzielą. Po niej będziemy musieli oddać Orlenowi te dwa miliardy, co je w nasze dobre samopoczucie zainwestował. Co prawda liberalizm jest dziś niemodny, ale spopularyzowane przez starego Friedmana stwierdzenie: „nie ma darmowych obiadów”, boleśnie przypomni o swojej ponadczasowej słuszności.