Jedz bogatych i przewiercaj im opony
Wakacyjnych doniesień ciąg dalszy. W salonie Jaguara w brytyjskim Exeter częściowo nieznani sprawcy poprzewiercali opony w sześćdziesięciu nowych SUV-ach. Wandali co prawda nie ujęto, ale do demolki przyznała się grupa Tyre Extinguishers. Pisaliśmy o nich przeszło rok temu. To oddolny ruch aktywistów działający w kilku krajach, którego nazwę będącą angielskim kalamburem przełożyliśmy twórczo na polski jako „sflaczacze opon”. Sflaczacze skierowali swój gniew przeciw SUV-om, które ich zdaniem są nieekologiczne, bo zużywają więcej paliwa czy prądu, od zwykłych samochodów, a do tego są bardziej niebezpieczne z powodu wysokiej sylwetki, skutkiem czego potrącony pieszy ma mniejsze szanse ujść z życiem. Te argumenty są w sumie słuszne, mocno wątpliwe są natomiast metody przywoływania kierowców takich samochodów do opamiętania.
Póki „sflaczacze” poprzestawali na spuszczaniu SUV-om powietrza z kół, szkodliwość społeczna ich akcji wydawała się względnie niewielka, choć wielu obserwatorów wskazywało, że kwestią czasu jest zaostrzenie metod, które niebawem przybiorą formy quasi-terrorystyczne. No i chyba za taką metodę należy już uznać zniszczenie ogumienia samochodów w salonie. Akcja miała być „odwetem” za śmierć dwóch dziewczynek, które zginęły w tragicznym wypadku, do jakiego doszło na szkolnym dziedzińcu podczas uroczystości zakończenia roku szkolnego, kiedy to prowadząca Land Rovera kobieta nie zapanowała nad pojazdem i po przebiciu ogrodzenia wjechała w tłum.
Obwinianie za to nieszczęście nowych SUV-ów w salonie jest takim samym idiotyzmem co zemsta na samochodach z automatyczną przekładnią, bo prawdopodobnie brak umiejętności kierowcy i pomylenie pedałów hamulca i przyspieszenia było bezpośrednią przyczyną wypadku.
Bezsensowność wybryków takich jak ten w Exeter jest oczywista. Zniszczone wiertarką opony zostaną zastąpione nowymi, a dziurawe pójdą na szmelc, więc ekologiczny bilans przedsięwzięcia jest ujemny. Większość obywateli będzie zaś kojarzyło antysuvową inkwizycję z lewicowymi ekstremistami i sloganem „eat the rich”. Tak się bowiem składa, że hasła o ekologii i bezpieczeństwie są podszyte ideami walki klas i antykapitalizmu. Skądinąd racjonalne argumenty dotyczące poruszania się SUV-ami w miastach zostaną więc skompromitowane, bo większość opinii publicznej łączyć je będzie z zacietrzewionymi wariatami robiącymi zadymy.
Tymczasem najlepszym sposobem na zniechęcenie ludności do kupowania wielkich SUV-ów są odpowiednio skonstruowane podatki, których wysokość zależy np. od pojemności skokowej silnika, albo od zajmowanej przez pojazd powierzchni na drodze, tak jak w Japonii, gdzie popularną, niskopodatkową klasą są kei cary – małolitrażowe, niewielkie auta wystarczające w zupełności do wygodnego podróżowania po mieście.
Sflaczaczom i ich pomysłom mówimy natomiast stanowcze nie. Jesteśmy zresztą dziwnie spokojni, że akcje nie skończą się na zwalczaniu SUV-ów i z czasem do kategorii wrogów postępowej ludzkości awansujemy również i my z naszymi emeryckimi furami. A słuszne klasowo w mniemaniu aktywistów będzie wyłącznie chodzenie w antyglobalistycznych i antykorporacyjnych, wegańskich łapciach z łyka.