Mechatronik serafin, ten fruwać potrafi!
Z podsłuchanych przez nas rozmów ekspertów wynika, że coraz ważniejszym czynnikiem, od którego zależą wyniki finansowe warsztatów, a mówiąc wprost – utrzymanie się na rynku, jest zapewnienie pełnego serwisu. Krótko mówiąc, klient musi mieć pewność, że jak zostawi samochód w warsztacie, to zrobią w nim wszystko co trzeba i nie będą odsyłać gdzie indziej.
W związku z tym kluczową postacią staje się mechatronik, czyli specjalista, który w jednej kieszeni ma kompetencje mechanika, w drugiej elektronika i umie ich używać jednocześnie. Takich kwalifikacji wymaga bowiem obsługa coraz bardziej zaawansowanych układów we współczesnych pojazdach.
Jak łatwo się domyślić, specjaliści od mechatroniki to wyjątkowo rzadkie ptaki, więc na ich zatrudnienie mogą sobie pozwolić tylko najlepsze, najwydajniejsze warsztaty, które to udźwigną finansowo. Wysoko wykwalifikowanemu pracownikowi trzeba dobrze zapłacić i regularnie posyłać na szkolenia, co też kosztuje, w dodatku podwójnie. Płaci się przecież nie tylko za kurs, ale również za czas, który pracownik spędza poza serwisem.
Co zatem z małymi warsztatami, które nie mają szans na zatrudnienie mechatronika na stałe? Otóż pojawiła się koncepcja „latającego mechatronika”, czyli niezależnego specjalisty, który oferowałby swoje usługi jako ekspert doraźnie zatrudniany przez warsztaty do konkretnych napraw. Takie jednoosobowe firmy dysponujące odpowiednim wyposażeniem krążyłyby od warsztatu do warsztatu, świadcząc na miejscu swoje usługi.
Brzmi to dość sensownie, ale jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach, zwykle tych finansowych. Należałoby bowiem odpowiedzieć na pytanie, ile kosztowałyby usługi takiego mechatronika, który – trawestując Gałczyńskiego – fruwa niczym serafin. No bo taki specjalista musiałby ponosić koszty skompletowania odpowiedniego oprzyrządowania, wykupienia dostępu do danych technicznych, szkoleń. Mogłoby się więc okazać, że za godzinę jego pracy trzeba zapłacić tyle co jakiejś stołecznej gwieździe palestry, specjaliście od rozwodów. W końcowym rozrachunku zabuliłby rzecz jasna klient, tyle że wówczas pojawia kwestia, czy mając w perspektywie słony rachunek, nie chciałby od razu pojechać do dużego warsztatu.
Słowem, mamy paragraf 22. Mały warsztat, żeby sprostać coraz wyższym wymaganiom rynku, musi oferować pełen zakres usług: naprawy wszystkich układów, w tym tych najbardziej zaawansowanych, obsługę klimatyzacji, a nawet wymianę ogumienia. Wychodzi więc na to, że mały warsztat musi stać się duży.