Młodzież bezsamochodowa

27 mar 2019

Dla pokolenia dzisiejszych czterdziesto-, pięćdziesięciolatków potrzeba posiadania samochodu jest czymś absolutnie oczywistym i nie trzeba jej specjalnie uzasadniać. Brak własnego auta to wręcz deprywacja (nie mylić z deprawacją), czyli trwały brak zaspokojenia bardzo ważnej życiowej potrzeby. Już od najmłodszych lat każdy chciał mieć lada jaki samochód, choćby ledwie żywego „kaszlaka”, w którym co weekend trzeba było grzebać, żeby jakoś przejeździć kolejny tydzień.

Zmienia się jednak świat, zmieniają się ludzie. Wedle rozmaitych badań, pokolenie obecnych dwudziestolatków odwraca się od samochodów, choć może lepiej powiedzieć, że racjonalizuje do nich swój stosunek. Własny samochód przestaje powoli być symbolem statusu majątkowego i życiowego sukcesu. – Właściwie po co mi samochód? – zadała nam to retoryczne pytanie pewna urocza młoda dama. – Do pracy i na uczelnię jeżdżę komunikacją miejską, bo autobusem i metrem szybciej, a zresztą i tak nie ma gdzie parkować. Z imprez wracam Uberem, a na wakacje latam na ogół samolotem – wyjaśniła. – A jak już będę bardzo potrzebowała, to sobie wypożyczę auto. I tak wyjdzie taniej, niż kupowanie i utrzymywanie własnego – dodała rezolutnie nasza rozmówczyni i rzeczywiście nie ma jak odeprzeć tej argumentacji.

Wszystko wskazuje na to, że w wielkich miastach będzie z czasem mniej samochodów w prywatnych rękach, za to coraz większą liczbą pojazdów będą dysponowały firmy zajmujące się carsharingiem. Z pewnością wpłynie to na sytuację w branży warsztatowej, choć do końca jeszcze nie wiadomo jak. Gdybyśmy jednak mieli obstawiać, stwierdzilibyśmy, że duzi klienci będą potrzebowali odpowiednio dużych usługodawców.

A wracając do naszej młodej znajomej –  może kiedyś zamieszka w domu z ogródkiem za miastem, a wówczas bez własnego auta raczej nie wytrzyma. Chyba że dla tzw. pokolenia Y domek z ogródkiem na wygwizdowie i codzienne stanie w korku dwa razy po 1,5 godziny to kompletny absurd.

Zostaw Komentarz