Muzeum niezrealizowanych projektów

18 paź 2023

Pełni obaw, czy wystarczy węgla na prąd do bezemisyjnych, elektrycznych samochodów, których na chwałę ekologii przybywa, postanowiliśmy sprawdzić, co słychać w naszym sektorze kopalniano-energetycznym. W pamięci mamy bowiem jeszcze ubiegłoroczne węglowe niedobory: pustki na składach, kolejki pod kopalniami i ceny z kosmosu.

No więc po raz kolejny okazuje się, że rynek węgla w Polsce to magia czarna jak antracyt. Co prawda wydobycie mamy niższe od zeszłorocznego, za to węgiel na kopalnianych zwałach zalega jak przed wojną (w Ukrainie), na składach też go nie brakuje, a w dodatku ceny są o 50% niższe od ubiegłorocznych. Jak zapewniają odpowiedzialni za tę branżę decydenci, nie ma potrzeby importowania tego surowca z różnych egzotycznych krajów, jak to w popłochu czyniono rok temu. Mało tego! Latem odbyły się tradycyjne ćwiczenia przeprowadzone przez górnicze związki zawodowe, które alarmowały rząd, że energetyka nie odbiera węgla z kopalń, skutkiem czego za chwilę znajdą się one w poważnych tarapatach finansowych i rząd będzie musiał do nich dokładać.

Dzielenie zysków i strat pozostaje więc nieodgadnioną tajemnicą polskiego górnictwa. No bo jak koniunktura na węgiel jest i wydobycie przynosi zyski, to zyski te należą do spółek węglowych i wara wszystkim od premii i podwyżek dla górników i dyrektorów. Kiedy zaś koniunktura się zmienia i do tony trzeba dokładać, to musi to robić rząd, czyli wszyscy ci, którzy płacą podatki – istne misterium ekonomiczne.

Z trochę innej beczki, ale również energetycznej: Brytyjczycy chwalą się uruchomieniem pierwszej turbiny na farmie wiatrowej Dogger Bank. Na szelfie Morza Północnego, na wschód od Wysp Brytyjskich rozciąga się ławica piachów morskich, na której do 2026 roku ma stanąć 270 wielkich wiatraków, zaś farma ma wydatnie przyczynić się do zmiany tzw. miksu energetycznego Brytanii, która planuje do 2050 roku osiągnąć neutralność klimatyczną.

Pisaliśmy już o tym, ale warto to chyba przypomnieć: zdaniem ekspertów również Bałtyk zapewnia idealne warunki do budowy takich farm, bo wiatru na nim nie brakuje, a przy tym prawie cały jest jedną wielką płycizną. Potencjał energetyczny Morza Bałtyckiego szacowany na około 93 GW, z czego na polski obszar ekonomiczny przypada ponad 28 GW – najwięcej spośród wszystkich państw basenu, co stanowi ponad połowę obecnej mocy polskich elektrowni. Krótko mówiąc my też mamy szansę się zdekarbonizować. Pytanie tylko, czy rzeczywiście chcemy. Na razie bowiem o polskich farmach wiatrowych na morzu wciąż się jedynie gęga. Oby nie stały się one takim samym eksponatem co samochód Izera w naszym Narodowym Muzeum Nigdy Niezrealizowanych Projektów.

Zostaw Komentarz