Nieznośny brak komfortu

19 lip 2016

Pojęcie „komfortowy  samochód” jest przez  właścicieli pojazdów bardzo różnie rozumiane.  Dla niektórych decydujące znaczenie ma np. jakość dźwięku pokładowego systemu audio.

W prezentowanych tu historyjkach poświęconych nietypowym przypadłościom, jakie przydarzają się niedawno kupionym, a więc prawie nowym samochodom, spór z przedstawicielami gwaranta zawsze toczył samotny właściciel pojazdu. Tym razem z reklamacją w autoryzowanym serwisie pojawiła się jednak para. W dodatku w składzie zgoła odmiennym do tego, jaki jest zazwyczaj kojarzony z takim określeniem, czyli pana z panią, względnie dwóch panów, którzy „są razem”. Skargę na działanie kupionego dosłownie przed kilkunastoma dniami auta złożyli bowiem matka z dorosłym już synem.

Potęga reklamy

Para ta, co dla całej sprawy miało niejakie znaczenie, zarabiała znaczne pieniądze, kręcąc się przy muzykach grających repertuar „mocno przedwojenny”. I to nawet nie sprzed Drugiej, lecz sprzed Pierwszej Wojny Światowej. Krótko mówiąc; towarzyszyła artystom uprawiającym muzykę zdecydowanie poważną.

Matka i syn wokół tychże muzyków zawsze kręcili się reprezentacyjną limuzyną, gdyż nie bez racji byli przekonani o słuszności porzekadła „jak cię widzą, tak cię piszą”. Również kolejne ich auto kosztowało ładnych parę złotych, przy czym decyzja o zakupie w salonie konkretnego modelu zapadła po obejrzeniu pewnej reklamy. Filmik ów pokazywał, jak to w przytulnym wnętrzu limuzyny zadowolony z jazdy kierowca słucha cichuteńko płynącej z systemu audio symfonii Mahlera, a na kanapie tylnej we wzorcowym foteliku śpi w najlepsze zapewne wnuczek, który, być może, odziedziczy kiedyś po dziadku poważny majątek, w tym zapewne i rzeczoną limuzynę.

Bzyczenie zamiast ciszy

Odkrycia, że reklama to jednak lipa, nasza para dokonała bardzo szybko. Już w trakcie pierwszej dłuższej podróży, puszczając sobie coś do Mahlera podobnego, matka z synem stwierdzili, że w chwilach wielce istotnych (piano) zamiast ciszy, zakłóconej być może odgłosem oddechu dyrygenta, z aparatury audio wysokiej ponoć jakości dobiega jakieś bzyczenie. Konkretnie zaś dźwięk przypominający odgłosy, jakie wydaje z siebie kończące swój żywot gniazdko elektryczne przeciążone stale włączanym grzejnikiem elektrycznym o mocy paru kilowatów.Brak-komfortu- 4

Z tą obserwacją-reklamacją para bezzwłocznie udała się do serwisu autoryzowanego. Tamże główny specjalista w biurze obsługi klienta podzielił pogląd o nieznośności słyszalnego w aucie bzyczenia i skierował pojazd do naprawy, sugerując, że to rzeczywiście coś z prądem. O tym, iż miał rację, dane mu jednak było przekonać się dopiero po kilku tygodniach. Najpierw jego koledzy mechanicy i elektrycy szybko prąd wykluczyli. Stwierdzili otóż, że bzyczenie znika, jak się wyłączy klimatyzację.

Każdy zawór w każdym aucie

Matka i syn, poinformowani o sposobie skutecznego eliminowania uciążliwego dźwięku, zareagowali w sposób, którego nikt się nie spodziewał. Tacy kulturalni, słuchają muzyki poważnej, a tu ekspresja słowna subkultur kojarzonych z ligą piłki nożnej. Powiedzieli otóż, że ich to … obchodzi, ale ma nie bzyczeć przy włączonej klimatyzacji. Wobec tak zdecydowanej postawy klientów, w serwisie zaczęło się typowanie części do wymiany. Na początek zupełnie niecelnie padło na przewód ciśnieniowy dochodzący do sprężarki, a następnie, kiedy się okazało, że to nie on – na samą sprężarkę. Ale sprężarka również nie była powodem bzyczenia. Krok po kroku, nakładem wielu części o dużej wartości i kolejnych, również cennych, roboczodniówek serwis doszedł do pewności, że bzyczy zawór, a dokładniej mówiąc – zawory ekspansyjne. Wymieniono bowiem ze trzy i przy każdym irytujący dźwięk się pojawiał, aczkolwiek w nieco innej tonacji. Już z czystej ciekawości mechanicy sprawdzili, czy bzyczenie słychać również w innych egzemplarzach limuzyny. Okazało się, że i owszem, przy czym reklamacji z tego powodu nie było. Widać albo użytkownikom tych aut bzyczenie nie przeszkadzało, albo go nie zauważali, bo nie wsłuchiwali się tak, jak nasza para.

Zjawisko ściśle fizyczne

Sprawa zgłoszona do producenta samochodu wyglądała na całkowicie beznadziejną. Tenże w wysłanym do serwisu piśmie stwierdził bowiem, że drgania wewnątrz zaworu ekspansyjnego są zjawiskiem fizycznym ściśle związanym z pracą systemu klimatyzacji. Przywołano jednocześnie liczne wyroki, w których sądy oddalały roszczenia klientów skarżących, że np. podczas deszczu przez szyby boczne auta niewiele widać. Oświadczono również, że zawór, choć drga, „w zasadzie nie jest słyszalny”, o czym najlepiej świadczy brak reklamacji. W sumie więc stanowisko producenta pojazdu bardziej przypominało instrukcję, jakich argumentów należy użyć podczas ewentualnego procesu sądowego, niż jak usunąć niesprawność.

Natura telefonicznego poglądu

Ponieważ jednak na procesowym rozgłosie żadnej korporacji specjalnie nie zależy (a już zwłaszcza, gdy stara się ona budować wizerunek producenta niezawodnych, wysokiej klasy wyrobów, w tym przypadku samochodów), więc oprócz noty dyplomatycznej był też telefon mniej więcej o treści: „Jak coś się da zrobić, to zróbcie”.

Osobom, które nie zetknęły się z wewnętrznym życiem wielkich firm, a zatem nie mają w tym względzie doświadczeń, wypada tutaj wyjaśnić, iż pogląd wyrażony przez przełożonego telefonicznie ma zmienną naturę. Jak wszystko pójdzie dobrze, to jest podtrzymany, dzięki czemu telefonujący może później wypiąć pierś do orderu. Gdy zaś pójdzie źle, zostaje zaprzeczony, a nawet sam fakt rozmowy poddaje się w wątpliwość. Zarazem jednak telefon stwarza komfort taki, że pracownik, który ma „coś zrobić”, może działać wedle swego uznania, tzn. nie oglądając się prawie na listę procedur obowiązujących w korporacji.

Nieoceniony wyklęty metal

W opisywanym przypadku pracownik postanowił zacząć od poszukania w literaturze rozsądnego pomysłu na rozwiązanie całego problemu. Poszukiwania te wskazały mu, że dobrym sposobem na uciszenie bzyczącego zaworu może być obudowanie urządzenia powłoką z metalu bardziej toksycznego od niejednej teściowej, a mianowicie z ołowiu. Wyklęty ten metal ma bowiem nieocenione właściwości, wykorzystywane nie tylko w technice ochrony przed szkodliwym promieniowaniem elektromagnetycznym, ale też w tłumieniu drgań. Literatura sprzed II wojny światowej dostarcza np. opisów wygłuszenia dźwięków fortepianu (przenoszących się przez strop do pomieszczenia na niższej kondygnacji), dzięki posadowieniu instrumentu na cegłach z ołowiu. Znaleźć w niej można również przykłady, jak w podobny sposób udawało się zlikwidować drżenie posadzki pod „szybkobieżną tokarką napędzaną motorem elektrycznem”.

Paski z taśmą

Przy ustalaniu szczegółów naprawy okazało się, iż trzeba jeszcze rozwiązać problem intensywnej korozji, jaka zachodzi na styku ołowiu i aluminium. Nie wnikając w szczegóły, można kolokwialne stwierdzić, że gdyby po prostu owinąć ołowianą blachą aluminiowy korpus zaworu i aluminiowe przewody zeń wychodzące, to po niedługim czasie w częściach aluminiowych zostałyby wyżarte dziury i z układu klimatyzacji uciekłby czynnik go wypełniający. Wyjściem było zastosowanie taśmy dwustronnie klejącej, wytwarzanej przez pewną firmę, która banalny pomysł samoprzylepności doprowadziła na technologiczne wyżyny.

Tak więc zakupioną w sklepie z metalami kolorowymi blachę ołowianą o grubości 1 mm pocięto zwykłymi nożyczkami na paski, po czym, stosując międzywarstwę z dwustronnie klejącej taśmy, szczelnie owinięto nimi zawór oraz ok. 20-centymetrowe fragmenty przewodów bezpośrednio przy zaworze. Owijkę ową starano się przy tym wykonać tak, aby nie wprowadzać do komory silnika sensacji optycznych. Wnikliwy klient mógłby bowiem dociekać: „A co to jest? Wcześniej tego nie było!”.Brak-komfortu- 1

Co kto słyszy?

W końcu nadszedł oczekiwany w napięciu dzień, gdy matka z synem przyjechali do serwisu, by oddać samochód zastępczy, udostępniony na czas „zrobienia czegoś”, i odebrać swój własny. Drzwi nie zamykając, para silnik uruchomiła, klawiszem AC klimatyzację w ruch puściła, na oczach zestresowanego doradcy serwisowego płytę CD z muzyką bardzo poważną do odtwarzacza włożyła i… wsłuchiwać się zaczęła. Po minutach kilku spytał syn matki swojej: „Mamo, słyszysz coś?”. Matka zaś odpowiedziała: „Oczywiście mój drogi”. Tu doradca zbladł. „Jak byliśmy na tym koncercie, to, pamiętasz, siedziała za nami ta Japonka w sukni z czarnej tafty i się wciąż kręciła – słychać to na płycie”.

Twarz doradcy zaczęła nabierać koloru z powrotem.

Stanisław Trela

Zostaw Komentarz