Odchodzimy od rosyjskiej ropy,
ale nie wiemy kiedy

23 mar 2022

Kiedy przeszło 100 lat temu w Rosji wybuchła rewolucja bolszewicka, kto mógł i miał za co, wiał czym prędzej na Zachód. Wraz z rosyjską plutokracją zwinęły się również francuskie guwernantki. Jak wspominał pisarz Nabokov, owe leciwe i najczęściej niezamężne damy do końca życia usychały z tęsknoty za Rosją, a jak już się takie weteranki spotkały, przerywanych bolesnym wzdychaniem wspominkom nie było końca.

Tak się nam to przypomniało, kiedy przeczytaliśmy doniesienia o francuskich koncernach, które rozkochały się w Rosji do tego stopnia, że nawet teraz, w czasach powszechnego i zasłużonego bojkotu tego kraju, nie mają zamiaru porzucić swych rosyjskich interesów.

Jest wśród nich pewien znany producent samochodów, dla którego Rosja stanowi drugi rynek zbytu i miejsce, w którym ulokował pokaźne aktywa. Ma zakład w Moskwie, gdzie za czasów radzieckich tłukli Moskwicze, a do tego 60% udziałów w AvtoVAZ, dawnym kombinacie w Togliatti, tym od Żiguli, czyli Łady. Warto wspomnieć, że właścicielem pozostałych 40% jest rosyjski koncern zbrojeniowy Rostec. Francuska firma przywiązała się do Rosji niczym te guwernantki i ani myśli się stamtąd wynosić, zwłaszcza że rosyjskie władze grożą za to nacjonalizacją.

Nie wiadomo jeszcze, które firmy opuszczą Rosję na dobre. Na razie wszystkie fabryki samochodów wstrzymały produkcję z powodu braku komponentów, bo dostawy zostały zablokowane przez zachodnie sankcje. Produkcję przerwała nawet należąca do Rostecu fabryka UrałWagonZawod z Niżnego Tagiłu, która jak sama nazwa wskazuje, produkuje czołgi. Jeśli więc Rosja znacjonalizowałaby zagraniczne fabryki, nic by jej z tego nie przyszło, bo produkować i tak by już się tam nie dało. Tu z kronikarskiego obowiązku chcielibyśmy nadmienić, że wspomniany francuski koncern motoryzacyjny już raz został znacjonalizowany – przez francuski rząd, zaraz po zakończeniu II wojny światowej, a jego założyciel zmarł w więzieniu oskarżony o kolaborację.

To tyle o samochodach, a teraz parę słów o paliwie do nich. Otóż kraje demokratyczne ogłosiły, że mają zamiar rezygnować z kupowania rosyjskiej ropy. Trwa gorączkowe poszukiwanie dostawców, którzy mogliby Rosję zastąpić. OPEC nie bardzo się kwapi do zwiększenia wydobycia, głównie z powodów politycznych. Ochłodziły się bowiem stosunki głównego gracza – Arabii Saudyjskiej z Ameryką, a do tego kartel ma umowę z Rosją, która zobowiązuje członków do utrzymania limitu. Wenezuela, którą rządzi kompletnie obłąkany reżim, ma co prawda największe złoża na świecie, ale po pierwsze z powodu zrujnowanej infrastruktury nie jest w stanie szybko i radykalnie zwiększyć wydobycia, a po drugie wenezuelska ropa ma specyficzny skład i może ją przerabiać tylko kilka rafinerii na świecie. Analitycy rynkowi wiążą również pewne nadzieje z Iranem, ale na przeszkodzie stoją względy polityczne. Ajatollahowie musieliby najpierw pójść na ustępstwa dotyczące irańskiego programu atomowego, a na to się chyba nie zanosi.

Zatem chwilowo nie wiadomo, jak zrekompensować odcięcie się od dostaw z Rosji. Pozostaje więc pogodzić się z tym, że ceny paliw będą rosły, a my będziemy coraz więcej drałować na piechotę.

Albo skończy się na tym, że jedni drugich powzywają do wprowadzenia embarga, po czym wszyscy zgodnie uznają, że tak, oczywiście, ale jeszcze nie w tym kwartale, nie w tym roku, bo gospodarka, bo tak szybko się nie da, aż rozejdzie się po kościach. I dalej będziemy płacić na jachty oligarchów wielkości pancernika Potiomkin, pałace w Londongradzie i wojny. 

Zostaw Komentarz