Polaquito, czyli maluch na Kubie

13 gru 2017

Maluch dla Toma Hanksa dotarł już do Hollywood i jest pewnie jedynym „kaszlakiem” w całej Kalifornii. Poszukiwania w Polsce odpowiedniego egzemplarza do remontu trwało dość długo, bo musiał to być maluch na tyle wiekowy, by spełniał kryterium pojazdu zabytkowego według restrykcyjnych kalifornijskich przepisów określających normy ekologiczne.

Organizatorzy sympatycznej akcji znacznie szybciej znaleźliby starego maluszka, i to z mniej dziurawą karoserią, na… Kubie. Jak wiadomo, gorąca jak wulkan wyspa stanowi bowiem istny motoryzacyjny skansen, w którym niczym mucha w bursztynie, zachowały się nie tylko historyczne samochody amerykańskie, pamiętające jeszcze reżim Batisty i amerykańskie kasyna, ale również przedstawiciele motoryzacji socjalistycznej.

Wśród nich poczesne miejsce zajmuje nasz mały Fiat, który zwany jest na wyspie „polaquito”, czyli „polaczek”, przy czym od razu należy zapewnić, że w określeniu tym nie ma nic pogardliwego. To po prostu pieszczotliwe zdrobnienie.

Jeździ po Kubie maluchów jeszcze sporo i na ulicach Hawany spotkać można nawet czterdziestoletnie samochody z czasów inżyniera Karwowskiego, w zadziwiająco zresztą dobrym na oko stanie.

Maluchy na Kubie zawdzięczają swoje długie życie nie tylko socjalizmowi, ale również temu, że nie ma tam zim i nikt nie sypie soli na ulice. Jak widać, karaibski klimat służy nie tylko ludziom.

Zostaw Komentarz