Polskie papamobile 2.0
Papież Franciszek znany jest z tego, że motoryzacja zupełnie go nie fascynuje, zadowala się skromnymi pojazdami i takimi zresztą – na własne życzenie – jest wożony. Jeszcze jako arcybiskup Buenos Aires korzystał na co dzień z komunikacji publicznej, a kiedy już musiał dojechać gdzieś autem, wsiadał do swojej starej jak Watykan renówki.
Mimo tej legendarnej motoryzacyjnej powściągliwości papież co i raz obdarowywany jest samochodami, wśród których były już takie cacka jak Lamborghini Huracan i Ferrari Enzo. Franciszek za takie dary serdecznie dziękuje, po czym posyła na aukcje, z których dochód przeznaczany jest na cele charytatywne. Do wspomnianych samochodów, zdaje się, nawet nie wsiadł, co zresztą rozumiemy, bo są one pod tym względem szalenie niewygodne.
Niedawno Watykan zaprezentował kolejny prezent na kółkach, tym razem pochodzący od biskupów japońskich. Mowa o papamobile przygotowanym specjalnie na pielgrzymkę do Kraju Kwitnącej Wiśni – wodorowej Toyocie Mirai. Przekazanie daru odbyło się z pompą, a wzięli w nim udział m.in. wysocy przedstawiciele japońskiego koncernu, bo rzecz jasna taki gest ma również przełożenie marketingowe. Chodzą słuchy, że akurat ten samochód może pozostać w dyspozycji watykańskiej floty, bo jest ekologiczny – a na ten aspekt Franciszek jest wyczulony, ponadto niedługo w Rzymie ma powstać pierwsza stacja ze stanowiskiem do tankowania wodorem.
Dla firm samochodowych dostarczenie papieskiego pojazdu zawsze było nie lada zaszczytem. Pewien wyjątek stanowiła tu Polska Ludowa, w której okazało się to, jak to w socjalizmie, bohatersko pokonanym problemem, których nie ma w innych ustrojach. Kiedy bowiem Jan Paweł II przed pierwszą pielgrzymką do Polski zażyczył sobie, żeby w roli papamobile wystąpił samochód polskiej produkcji, socjalistycznych decydentów ogarnęła konsternacja. Ostatecznie wybrano Stara 660 w obawie, że osobowy samochód może zostać wywrócony przez rozentuzjazmowany tłum, do czego omal nie doszło w Meksyku.
Samochód przygotowano w Przemysłowym Instytucie Motoryzacji, a pracownicy dokonali tego w czynie społecznym po godzinach. Improwizowany Star – papamobile zdał egzamin. Przekładnia Steyra z reduktorem pozwalającym na płynną jazdę z prędkością 10 km/h, oraz system oczyszczania spalin z olbrzymim zbiornikiem węgla aktywnego sprawdziły się w praktyce. Zamiast jednak podarować ów samochód papieżowi i rozsławić skromną polską motoryzację na świecie, socjalistyczni decydenci kazali rozebrać gondolę, a goła ciężarówka odesłana została z powrotem do fabryki. I tak z reklamy Stara wyszły nici.
Może lepiej pójdzie nam z elektryczną Izerą. Proponujemy pierwszy jeżdżący egzemplarz od razu przerobić na papamobil i posłać do Watykanu. Kto wie, może Franciszek uzna nasz narodowy samochód elektryczny za wystarczająco skromny i każe się nim wozić po Rzymie. Z tego dałoby się nawet zrobić film. Mamy tytuł: „Papamobile z dalekiego kraju”.