Postarzanie statystyczne
„Są kłamstwa, okropne kłamstwa i statystyka” – stwierdził Benjamin Disraeli. „Jeśli mój sąsiad codziennie bije swoją żonę, ja zaś nie biję jej nigdy, to w świetle statystyki obaj bijemy je co drugi dzień” – zauważył George Bernard Shaw. „Nasze dni są policzone. Przez statystyków” – dodał Stanisław Jerzy Lec.
To tyle aforyzmów na rozluźnienie atmosfery, a teraz przechodzimy do rzeczy, czyli kolejnej publikacji red. Andrzeja Kublika w „Gazecie Wyborczej”, w której autor przytacza statystyki, a przy tym przemyca następującą myśl: w Polsce samochodów jest za dużo, są za stare i trzeba coś z tym zrobić, bo inaczej będziemy europejskim złomowiskiem.
Według przedstawionych przez Kublika danych, w Polsce na 1000 mieszkańców przypadają 672 zarejestrowane samochody, czyli więcej od unijnej średniej, ale za to statystyczny wiek samochodu w naszym kraju przekracza 17 lat, co plasuje nas w unijnym ogonie.
Cytowane przez red. Kublika dane pochodzą ze Stowarzyszenia Europejskich Producentów Samochodów ACEA, które z kolei zaczerpnęło je ze statystyk Eurostatu, urzędu Komisji Europejskiej, o czym zresztą red. Kublik informuje. Nie wspomina jednak przy okazji, skąd owe dane ma sam Eurostat.
I tu przechodzimy do sedna – orkiestra, tusz! Otóż te wstrząsające, deprymujące i bulwersujące każdego obywatela dane pochodzą z naszego starego, dobrego CEP-u, czyli Centralnej Ewidencji Pojazdów. O tym jakie kwiaty można znaleźć w owej ewidencji, pisaliśmy wielokrotnie, więc nie będziemy się powtarzać. Dość powiedzieć, że nadal figuruje w niej czterdzieści tysięcy samochodów FSO Syrena i cały ten odziedziczony przez CEP ewidencyjny bałagan postarza średni wiek auta w Polsce o dobre cztery lata. Poświęcono temu zagadnieniu kilka konferencji prasowych organizowanych przez SDCM, sprawa znalazła też oddźwięk w dziesiątkach publikacji. Dlaczego red. Kublik dyskretnie, za to konsekwentnie to przemilcza? Tego nie wiemy, ale ciekawość nas zżera.
Nie ma w tym nic dziwnego – to typowe zachowanie dziennikarzyny lewackich mediów. Niewygodne fakty przemilczymy, postraszymy trochę zmanipulowanymi statystykami i voila typowy clickbait-owy artykulik gotowy.