Rząd nam obniży, czy dołoży, czyli jak przeżyć podwyżki cen paliw i energii

20 paź 2021

Żółw chciał pojechać koleją, lecz koleje nie tanieją – pisał Brzechwa dzieciom. Ta konstatacja jest zawsze aktualna, ale należałoby ją uzupełnić. Żółw samochodem też nie pojechał, bo benzyna po 6 zeta, a z elektrycznego auta zrezygnował, jak zobaczył planowane podwyżki cen prądu.

Tydzień temu pisaliśmy, że nie będzie czym jeździć, bo z powodu braków na odcinku półprzewodników fabryki samochodów wstrzymują produkcję. Teraz okazuje się, że nie będzie też za co jeździć, bo ceny nośników energii wystrzeliły w kosmos.

Przy tej okazji widać też, jak punkt widzenia zależy od politycznego miejsca siedzenia, konkretnie zaś od tego, czy zasiada się w ławach rządowych, czy opozycji.

Równo dziesięć lat temu, kiedy ceny paliw też osiągnęły rekordowy pułap, ówczesna opozycja doradzała rządzącym, żeby ci obniżyli akcyzę na paliwo, a wtedy cena w detalu spadnie, zmniejszy się presja inflacyjna, ludzie będą mogli jeździć do pracy, itd. Opozycja wyjaśniła to wszystko podczas pamiętnej konferencji prasowej, na którą przyniosła blaszany kanister (pusty), celem wzmocnienia przekazu. Ówczesny rząd odpowiadał na to, że obniżenie akcyzy byłoby nieodpowiedzialne, bo przecież uderzyłoby w dochody budżetu, a państwo ma na głowie szkolnictwo, szpitalnictwo i emerytów, a w ogóle tamci z kanistrem to populiści, i tak dalej, i temu podobne.

Minęło dziesięć lat i znów mamy ten sam wesoły teatrzyk, tyle że aktorzy zamienili się rolami. Ci, co kiedyś mówili, że nie można obniżyć akcyzy, teraz właśnie domagają się obniżek. Z kolei tamci, co przed laty żądali zmniejszenia podatku, dziś mówią, że się nie da, bo budżet, prawda, nie jest z gumy i nie można ulegać populistom.

Przenieśmy się na chwilę nad Sekwanę. We Francji rząd zapowiada wsparcie najbiedniejszych mieszkańców kraju w związku ze wzrostem cen paliw. Rozważa się wprowadzenie bonów paliwowych dla osób o małych dochodach oraz kontrolę cen. W sumie francuski rząd zamierza wydać około 5,6 mld euro na pomoc dla najbiedniejszych obywateli z powodu rosnących cen energii.

Po drugiej stronie kanału też słychać o rządowej trosce. Brytyjski premier rozważa obniżenie podatku VAT od rachunków za energię elektryczną dla gospodarstw domowych, co kosztować ma budżet 1,5 mld funtów. Po brexicie jest to możliwe, bo w Wielkiej Brytanii obowiązywała dotąd najniższa stawka dopuszczalna w krajach członkowskich, wynosząca – baczność, uwaga – 5%.

W tym miejscu warto przypomnieć, że w Polsce obowiązuje najwyższy w Unii Europejskiej podatek VAT na prąd, wynoszący 23%. Co prawda rządzący zapowiadali nie tak dawno, że obywatele nie odczują podwyżek, bo rząd im do prądu dołoży, ale to było powiedziane raczej tak żartobliwie, dla śmiechu. I coś czujemy, że już niedługo wszyscy się z tego śmiechu nie pozbieramy.

 

Zostaw Komentarz