Składka na dziadka, czyli kto zapłaci za zniszczone auta z carsharingu

01 wrz 2021

Przedstawiciele handlowi ukuli takie powiedzonko: „Jakim samochodem da się wjechać na półmetrowy krawężnik? Służbowym”.
Teraz należy jeszcze dodać: „Autem z carsharingu”.

Niedawno w Warszawie sfajczyło się Audi TT należące do firmy Panek. Zanim zaś stanęło w płomieniach, klient który samochód wypożyczył, gnał po mieście z prędkością dochodzącą do 170 km/h. Czy taka jazda była bezpośrednią przyczyną pożaru jeszcze nie wiadomo. Teoretycznie Audi, mimo że stare, to wciąż jare i powinno znieść piłowanie, bo w końcu to model o zacięciu sportowym. Nie to jednak jest w tej sprawie najciekawsze.

Nas interesuje, kto zapłaci za straty, bo boimy się, że część kosztów, które zostaną poniesione z winy jakiegoś nieodpowiedzialnego półgłówka, zostaną doliczone i nam do rachunku.

Regulamin wypożyczalni przewiduje, że klient obciążany jest za szkody, do których doprowadził, łamiąc przepisy ruchu drogowego lub wykorzystując auto do rozmaitych wyścigów, rajdów i innych ulicznych popisów. Teoretycznie więc firma może wystąpić z regresem do takiego delikwenta. Otóż my przypuszczamy, że „szybki i wściekły” nie ma stałej pracy, żadnego majątku, mieszka u rodziców itd., słowem – jest całkowicie niewypłacalny i nie można z niego nic ściągnąć poza spodniami. A wtedy ktoś inny będzie musiał za to spalone Audi zabulić i pół biedy, jeśli to firma Panek wpisze je sobie w straty, ciesząc się przy okazji z darmowej reklamy, którą zrobiła jej prasa opisując incydent i wymieniając przy okazji, jakież to cudeńka można w Panku wypożyczyć i za ile.

Gorzej, jeśli za zniszczony samochód zapłaci ubezpieczyciel. On bowiem nie dołoży do interesu, tylko zrekompensuje sobie wyższe koszty, podnosząc ceny polis dla wszystkich innych użytkowników – również tych, którzy turlają się zawsze z prędkością dozwoloną, a ostatni mandat zapłacili 20 lat temu.

Zostaw Komentarz