Stan kałuży na S8, czyli kto leje wodę

06 wrz 2023

Od ładnych paru lat elementem warszawskiego folkloru jest zatapianie fragmentu przecinającej miasto trasy S8 po każdej grubszej ulewie. Tak też było po niedawnej nawałnicy, kiedy na bielańskim odcinku przelotówki pojawił się całkiem okazały stawek. Skutkiem tego ruch został zablokowany w obie strony, a cała Warszawa utonęła w korkach.

Tradycyjnie też, zanim jeszcze woda opadła, rozpoczął się mecz rząd – samorząd, w którym obie strony obarczały się odpowiedzialnością za zalanie. Ci z rządu twierdzili, że owszem, za utrzymanie drogi odpowiedzialna jest Główna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, ale odprowadzanie wody przez system kanalizacji pozostaje w gestii miasta – więc skoro woda stoi, to przez prezydenta Warszawy. Samorząd odbierał serwis – że posłużymy się nomenklaturą tenisową – i sprawnie returnował, wskazując, że kanalizacja działa prawidłowo i odbiera tyle wody, ile przewidzieli projektanci arterii, tyle że zbiorniki retencyjne na deszczówkę są za małe, a za nie z kolei odpowiada GDDKiA. Tak więc piłka odbijała się po politycznym korcie aż miło, choć kierowcom czekającym, aż deszczówka spłynie było wszystko jedno, czy trafi do miejskiego kanału, czy do rządowego zbiornika.

Specjaliści twierdzą, że wszystkiemu winne są zmiany klimatyczne, ponieważ w czasach, kiedy drogę projektowano, deszcze nawalne były rzadkością, więc system odwadniania został zaprojektowany, bez uwzględnienia tego zjawiska pogodowego. A ponieważ gwałtowne ulewy zdarzają się coraz częściej, problem się nasila. Można się tylko zastanowić, kto będzie odpowiedzialny, kiedy władze miejskie i ogólnopaństwowe będą z jednego obozu politycznego. Czy wówczas prezydent z wojewodą staną razem i oświadczą, że wszyscy są winni, czy może wprost przeciwnie – okaże się, że nikt nie winien, bo taki mamy klimat, że zacytujemy klasyczny już bon mot.

Przy okazji powraca ciekawy temat odpowiedzialności za straty materialne kierowców, którzy potopili w stawie na S8 swoje samochody. Specjaliści od ubezpieczeń wskazują, że ubezpieczyciele mogą zakwestionować roszczenia, twierdząc, że siła wyższa siłą wyższą, ale kierowcy wykazali się rażącym niedbalstwem, wjeżdżając do wody, więc sami będą musieli ponieść koszty napraw.

Dwa lata temu przebojem okazał się filmik, na którym widać jak kierowca Ferrari próbuje sforsować przeszkodę wodną na S8, tak jakby zapomniał, że jedzie sportowym bolidem zawieszonym centymetr nad jezdnią, a nie kołowym transporterem Rosomak. Okazało się, że Ferrari jednak nie umie pływać, więc się niebożę utopiło. A ponieważ kosztuje dwie czapki pieniędzy, kwestia pokrycia szkód stała się tematem ogólnokrajowej dyskusji. Może w przyszłości pokonywanie rozlewisk drogowych zostanie uregulowane w ogólnych warunkach umowy i na przykład kierowca przed wjechaniem w większą kałużę, będzie musiał uzyskać potwierdzenie odpowiedniej instytucji, że jest to bezpieczne. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej będzie zaś informował w komunikatach nie tylko o stanie Wisły w Zawichoście i Odry w Miedoni, ale również poziomie kałuży na S8 w Warszawie.

Zostaw Komentarz