Taniec motoryzacji z elektroniką, czyli deptanie sobie po palcach

07 paź 2020

W dawnych czasach motoryzacja i elektronika szły własnymi drogami i nie wchodziły sobie w paradę. W taksiarskim Mercedesie „beczce” jedynym elektronicznym elementem wyposażenia był najwyżej zegarek przyczepiony do deski rozdzielczej. Ówczesny samochód winien był mieć silnik – żeby jechał, układ kierowniczy – żeby skręcał oraz hamulce – żeby się zatrzymywał. Wszystko to zaś samodzielnie obsługiwał kierowca, który sam musiał rozglądać się dookoła, żeby w coś nie wjechać, umiejętnie operować pedałami przyspieszenia i hamulca, żeby nie wpaść w poślizg, a o tym że na drodze krajowej wywróciła się ciężarówka z transportem marmolady dowiadywał się najwyżej z audycji „Radio kierowców”.

 

 

 

 

Teraz pojazdy naładowane są elektroniką do tego stopnia, że silnik i cała reszta wydają się być jedynie do niej dodatkiem. Samochody same widzą, rozglądają się na boki, łączą się z siecią i umawiają się za nas w warsztacie, każą kierowcy chuchnąć, by sprawdzić, czy aby nie wypity, dzieciom opowiadają bajki, słowem robią to, co kierowcom owych wspaniałych, lecz w pełni mechanicznych „beczek”, nawet się nie śniło.

Uczepiliśmy się tej „beczki”, bowiem kolizję branży samochodowej z elektroniczną widać dobrze na przykładzie Mercedesa, który jest marką luksusową, zatem znajduje się w awangardzie, jeśli chodzi o wyposażenie, w tym to elektroniczne.

 

 

 

 

W niemieckich sądach toczą się sprawy założone Daimlerowi przez firmy z branży elektronicznej, które twierdzą, że potentat ze Stuttgartu naruszył ich patenty, wykorzystując opracowane przez nie technologie bez uiszczenia stosownych opłat licencyjnych.

Daimler przegrał w pierwszej instancji z Nokią i Sharpem, ale złożył skargi apelacyjne, a przy tym wniósł o zabezpieczenie roszczeń, których domagać się będzie od pozywających go firm w razie swojej wygranej. Sąd się do tych wniosków przychylił, a to oznacza zamrożenie przez producentów systemów elektronicznych wielomiliardowych kwot. Znawcy tematu twierdzą, że to gra prawników reprezentujących strony, a przed wydaniem prawomocnego wyroku firmy dogadają się i zawrą ugody. Daimler zapłaci „elektronikom” za licencję i będzie po sprawie, czyli business as usual.

Ciekawe, czy doczekamy się odwrotnej sytuacji i koncern motoryzacyjny pozwie producentów elektroniki za wykorzystanie bez licencji technologii samochodowych. Kto wie być może niedługo sprzęt elektroniczny stanie się mobilny i wielkie telewizory, czy też zestawy audio same będą przyjeżdżać na wezwanie użytkownika, który po obejrzeniu meczu lub wysłuchaniu płyty odprawi niepotrzebne już w salonie graty, te zaś grzecznie i bezszelestnie odjadą na kółkach, by zaparkować w schowkach.

Zostaw Komentarz