Technologiczny bigos bulgocze – wyścig baterii trwa
Światowe media obiegły nowe doniesienia z branży elektromobilnej. Chiński producent baterii trakcyjnych CATL pochwalił się nową technologią, która ma sprawić, że elektryczne samochody będzie można ładować znacznie szybciej, akumulatory będą trwalsze, a do tego wszystkiego mocno stanieją.
Nowa bateria nosi nazwę Shenxing Superfast Charging Battery, a zbudowana została z ogniw litowo-żelazowo-fosforanowych (LFP), które można ładować większą mocą niż akumulatory Li-NCM. Co prawda rozwiązanie oferuje mniejszą gęstość energii, czyli akumulator o tej samej masie, będzie zapewniał nieco mniej prądu, ale szybsze ładowanie ma tę niedogodność zrekompensować z nadwyżką. Przejedzie się więc na nim mniej kilometrów, ale po drodze szybciej naładuje. Jak zapewniają przedstawiciele firmy, dziesięciominutowa przerwa na kawkę wystarczy, by naładować baterię do poziomu zapewniającego pokonanie dystansu 400 kilometrów.
Akumulatory LFP same w sobie nie stanowią nowości, a ich zalety i wady są od dawna znane. Do tych drugich zalicza się znaczny spadek wydajności w temperaturach poniżej 0 stopni Celsjusza. Słowem, zimą kicha. Chińczycy zapewniają jednak, że ich w ich nowym produkcie ta niedogodność została radykalnie ograniczona. Do tego wszystkiego nowa bateria ma rzadziej ulegać samozapłonowi. Nie podano jednak, czy w razie pożaru, będzie dawała się jakoś ugasić, czy też tak jak teraz, trzeba będzie cierpliwie poczekać, aż wypali się do spodu razem z samochodem.
Analitycy twierdzą, że udział baterii LFP w rynku będzie się szybko zwiększał. W ubiegłym roku wartość sprzedaży osiągnęła 12,5 miliarda dolarów, ale do 2030 ma wzrosnąć do ponad 50 miliardów.
To tyle z części informacyjnej, a teraz pora na wyjawienie tego, co my o tym myślimy w oparciu o fotel, czyli bez większej orientacji zarówno w technologicznym, jak i ekonomicznym wymiarze tego zagadnienia. Ano myślimy, że w tych doniesieniach jest jakaś prawda, ale też dużo marketingowego bicia piany, obliczonego między innymi na zwyżkę wyceny akcji tej czy innej firmy. Tajemnicą są tylko proporcje jednego do drugiego. Dziwnie spokojni jesteśmy natomiast, że opiewane przewagi nowej baterii okażą się mocno przesadzone, a wyniki, które ją potwierdzają zostały uzyskane w warunkach laboratoryjnych, które do realiów mają się tak, jak opracowana przez fizykę teoretyczną teoria wyjaśniająca, co było pierwsze; jajo czy kura. Nie wszyscy znają ten stary kawał opowiadany od pokoleń na wydziałach fizyki, więc dodamy, że teoria działa dla idealnie kulistego kurczaka w absolutnej próżni. Krótko mówiąc, jakoś nie dowierzamy, żeby nowa bateria opracowana przez CATL okazała się game chargerem.
Z tego wszystkiego można jednak wysnuć ogólniejszy wniosek. Otóż widać wyraźnie, że elektromobilność wciąż jest w stanie technologicznego fermentu i jeszcze nikt nie wie, jakie rozwiązanie stanie się ostatecznie standardem na długie lata. Do tego czasu kupowanie samochodu elektrycznego jest pewnego rodzaju hazardem. No bo może się okazać, że faktycznie jajogłowi wynajdą wreszcie coś, co sprawi, że elektryki radykalnie stanieją, a do tego da się nimi normalnie jeździć. I to tłumaczyłoby roztropną nierychliwość naszego narodowego projektu produkcji samochodu elektrycznego marki Izera. Słusznie, nie ma się co wyrywać. Poczekajmy, aż ten bateryjny bigos wystygnie. Wszak odgrzewany jest najlepszy.