Telematyczne podszepty, czyli Kowalski na marketingowym celowniku
W Mikołowie, skądinąd bardzo przyjemnym śląskim mieście, doszło do kolizji. Sama kraksa była zwyczajna – samochód nie wyrobił na zakręcie i przyfastrygował w ogrodzenie. Poduszka wystrzeliła, coś tam odpadło, ale prowadząca wyszła z tego wszystkiego bez szwanku.
Historia jest jednak ciekawa z tego powodu, że samochód wyposażony był w system e-Call, który w przypadku kolizji automatycznie powiadamia o niej służby, precyzyjnie określając lokalizację pojazdu. 61-letnia dama siedząca za kierownicą nie wiedziała, że auto narobi rabanu, a interwencji służb wcale sobie nie życzyła. Wracała właśnie z komunijnego przyjęcia i jak to się kiedyś ładnie mówiło, była pod dobrą datą. Konkretnie miała półtora promila, co ustaliła policja po przybyciu na miejsce. Tak oto zadenuncjowana przez własny samochód użytkowniczka będzie się tłumaczyła z komunijnych toastów przed sądem.
Kiedy przed laty pisaliśmy o tym, że samochody będą wyposażane w system e-Call, a także b-Call (powiadamianie o awarii) i s-Call (dodatkowe usługi serwisowe i zdalna diagnostyka), upowszechnienie się telematyki wydawało nam się pieśnią odległej przyszłości. Tymczasem szast prast, przepowiednia właśnie się ziszcza.
Do motoryzacji wkracza technologia 5G, która otwiera wielką bramę do cybernetycznego świata. Samochody będą wysyłać i odbierać gigantyczne strumienie danych, same zaczną się ze sobą komunikować, ostrzegać, a nawet uśmiechać do siebie porozumiewawczo.
Sekretne życie aut niczym w „Balladzie o miłości małego fiata do syrenki” Andrzeja Rosiewicza byłoby całkiem niewinne, gdyby nie to, że w tej cyberrzeczywistości, chcąc nie chcąc, staniemy się grupą docelową, a marketingowi macherzy będą wciąż kombinować, jak nas nakłonić do wydania pieniędzy. Jeśli zatem monopol na zarządzanie systemami przesyłu danych będą miały koncerny samochodowe, dostaną do ręki dźwignię marketingową wielkości kolejowej zwrotnicy.
– Dzień dobry, szanowny Panie Kowalski, to ja, pański oddany samochód. Ośmielam sobie przypomnieć, że zbliża się termin wymiany oleju silnikowego, który ma kluczowe znaczenie dla długiej i niezawodnej jazdy. Przy okazji, przypominam, drogi Panie Kowalski, że tylko „oryginalny” olej z certyfikatem (tu padnie stosowna nazwa marki pojazdu) gwarantuje odpowiednią ochronę silnika i oszczędne spalanie. Otóż tak się szczęśliwie składa, kochany Panie Kowalski, że niedaleko jest autoryzowana stacja obsługi, gdzie taki olej mają i fachowo go Panu wymienią. O, już na Pana czekają. Za dwa kilometry na skrzyżowaniu skręć Pan w prawo… – odezwie się ciepłym głosem cybernetycznie ożywiony samochód i mało który Kowalski nie ulegnie sile takiej perswazji.
Dobrze by było, żeby europejski prawodawca zagwarantował dostęp do tych systemów również niezależnym graczom, tak by do Kowalskiego dotarła również ich oferta. A wtedy niech Kowalski wybiera.