Truskawki spod folii i teksty z kapelusza, czyli co piszą o warsztatowych krętactwach

17 maj 2023

W przyrodzie pewne zjawiska występują w tym samym czasie. Na przykład każdy działkowicz wie, że wczesne odmiany truskawek pojawiają w porze kwitnienia akacji. My z kolei zauważyliśmy, że sezonowi na truskawki towarzyszy wysyp tekstów na temat oszustw, krętactw i bezeceństw popełnianych w warsztatach samochodowych. Wszystkie te dziełka są do siebie łudząco podobne, a po ich przeczytaniu czytelnik może już być pewny, że kiedy odda samochód do warsztatu, niezawodnie podmienią mu sprawne części na zepsute, skasują za elementy niewymienione, wyjeżdżą calusieńki zbiornik paliwa, a do tego wyświnią tapicerkę. Słowem, zgroza!

A że truskawki (co prawda jeszcze spod folii) już się pojawiły, mamy też pierwsze tekściki kryminalno-warsztatowe. I tak, portal moto.pl opublikował artykuł pod niepozostawiającym wątpliwości tytułem: „Oszustwa mechaników samochodowych to w Polsce plaga. Na czym polegają i jak się przed nimi bronić?”.

Na dzień dobry znajdziemy w nim wstrząsającą opowieść „pana Jacka”, któremu niefachowo założono pasek rozrządu w Chryslerze Voyagerze, a przy okazji bez potrzeby wymieniono wtryskiwacze, skutkiem czego zamiast zapłacić 500, wybulił 7 500. Dalej, bezimienny internauta skarży się, że mechanik pobrał za oryginalną pompę wody, a założył zamiennik, który nie wytrzyma nawet 10 tysięcy kilometrów przebiegu (co wyznał internaucie „sprzedawca z pobliskiego sklepu motoryzacyjnego”). Inny anonimowy właściciel żali się, że w jego samochodzie mechanik przewoził jakieś klamoty i zniszczył wykładzinę w bagażniku.

Jest też i mechanik sygnalista – o dziwo z ASO, który opowiada już najprawdziwszy czarny kryminał: „Pracowałem w jednym z autoryzowanych serwisów. Podmienialiśmy wszystko, co zdążyliśmy. Oczywiście podmianki nie były związane z awarią, którą mieliśmy usunąć. Na przykład, gdy mieliśmy wymienić łożysko w kole, to przy okazji robiliśmy podmianę alternatora, świec i wszystkiego, na co starczyło czasu. Mieliśmy całą szafę przygotowanego szrotu. Nawet jakiś tani olej z wielkiej beki mieliśmy porozlewany do oryginalnych opakowań firmowych marek. Nawet, jak klient patrzył nam na ręce, to potrafiliśmy w odpowiednim momencie zamienić bańki z olejem”.

W tekście pojawiają się zwroty: „zdarza się”, „częstym zjawiskiem jest” itp. Oczywiście próżno tam szukać jakichś konkretnych danych, ale przecież nie o to chodzi, żeby zjawisko naświetlić, tylko czytelników porządnie nastraszyć.

Warsztatowcom, w których krew się gotuje po lekturze tych miejskich legend wyłowionych z internetu, zalecamy zachowanie spokoju. Straszenie mechanikami samochodowymi jest stare jak świat, tak więc wysyp podobnej twórczości będzie się pojawiał co roku i rady na to nie ma.

Swoją drogą możemy zapewnić, że podobnej próby tekścidło, w którym zacytujemy różnych napotkanych na internetowych forach panów Jacków z Łodzi i panie Justyny z Rzeszowa jako ofiary nieprawości, potrafimy napisać o przedstawicielach dowolnej grupy zawodowej. Nie tylko o lekarzach, mylących lewą nogę z prawą, prawnikach gubiących teczki z aktami i zapominających o terminach, ale też wrednych nauczycielach, glazurnikach partaczach, głuchych jak pień organistach, kucharzach trucicielach, czy nigdy nietrzeźwiejących zdunach. Nie bądźmy gołosłowni, rzućmy kilka liczb: pięć, osiem, siedemnaście…

Zostaw Komentarz