Ursuska legenda

01 lip 2020

Dziś wakacyjny kącik historyczny. A że żniwa za pasem, to tym razem dwa słowa o kultowym ciągniku C-330. Ten niewielki traktorek w największym stopniu przyczynił się do mechanizacji polskiego rolnictwa, i choć jego produkcja zakończyła się prawie trzydzieści lat temu, wciąż można na polach zobaczyć niezmordowane „trzydziestki”, ciągnące brony, siewniki i wieloraki.

Można powiedzieć bez wielkiej przesady, że C-330 był dzieckiem politycznej odwilży. Kiedy bowiem ster władzy państwowej przejął Władysław Gomułka, a władza zrezygnowała z kolektywizacji wsi według stalinowskich wzorców, podjęto decyzję o opracowaniu nowoczesnego, uniwersalnego ciągnika, który mógłby również być wykorzystywany przez rolników indywidualnych. W latach 1956-1958 zespół projektantów kierowany przez wybitnego inżyniera Czesława Sławskiego opracował rodzinę bardzo udanych silników wysokoprężnych: 2-, 3- i 4-cylindrowych o mocy od 25 do 56 KM. Równolegle zaś pracowano nad konstrukcją nowego lekkiego ciągnika, który miał być napędzany najmniejszym z motorów.

Tak oto powstał słynny model, który po kolejnych modernizacjach otrzymał oznaczenie C-330. Maszyna była prosta w obsłudze, tania i oszczędna, a w porównaniu do poprzednika, Ursusa C-45/451 stanowiącego kopię przedwojennego Lanz Bulldoga – bardzo nowoczesna. Ciągnik wytwarzany był do początku lat 90., a ogółem wyprodukowano ponad 330 tysięcy jego egzemplarzy, z czego spora część trafiła na eksport.

Licencję na naszą „trzydziestkę\” kupiła indyjska firma, która wciąż produkuje tę maszynę pod nazwą Escort C-335. Co ciekawe, w roku 2000 indyjski ciągnik polskiego pochodzenia trafił na nasz rynek, co można uznać za chichot motoryzacyjnej historii.

Warto wspomnieć, przy okazji o legendzie, wedle której partyjni decydenci wciąż podcinali skrzydła naszym konstruktorom. I tak, zamiast wdrożyć do produkcji większego brata C-330, kupiono licencję na Zetora 4011. Potem nawiązano z Czechosłowakami współpracę, która polegała na tym, że Sławskiego z kolegami oddelegowano do biura konstrukcyjnego w Brnie, gdzie powstała polsko-czechosłowacka konstrukcja ciężkiego Ursusa C-385. Wreszcie, na fali gierkowskiego rozmachu inwestycyjnego, podpisano umowę licencyjną z firmą Massey Ferguson. Przedsięwzięcie okazało się klapą. Wdrażanie nowego modelu do produkcji trwało całą dekadę, kosztowało zaś górę pieniędzy, co ostatecznie wykończyło zakłady finansowo i przyczyniło się do ich upadku w nowych realiach ustrojowych.

Czy losy fabryki mogły się potoczyć inaczej? Próżno się zastanawiać. Dziś na jej miejscu powstaje osiedle. My mamy tylko jedno życzenie: żeby nikomu nie przyszło do głowy zmieniać nazwy ulicy, która przebiega przez teren dawnych zakładów. Nazywa się ona Posag 7 Panien i upamiętnia Hanię, Jadzię, Wandzię, Helę, Stasię, Elizę i Anielcię – córki przedwojennych założycieli Ursusa, panny na wydaniu, których wiana posłużyły za kapitał zakładowy.

Zostaw Komentarz