Urzędowe piętno po dzwonie
– czy samochody po szkodzie całkowitej będą miały to wpisane do dowodu rejestracyjnego?

21 kwi 2021

W mediach pojawiła się wiadomość, że ponoć jeszcze w tym roku zostanie wprowadzony przepis, na mocy którego samochód po tzw. szkodzie całkowitej będzie miał wpisaną stosowną informację do „dowodu osobistego”. Ma to ograniczyć nadużycia na rynku samochodów używanych, co odpowiada oczekiwaniu opinii publicznej, która według badań sondażowych w olbrzymiej większości opowiada się za tym pomysłem.

Szkoda całkowita

Co do szkody całkowitej jako takiej, to w Polsce to pojęcie w ogóle nie jest zdefiniowane. O tym czy do szkody całkowitej doszło, decyduje ubezpieczyciel, który sam oszacowuje, czy korzystniejsze jest dla niego sfinansowanie naprawy uszkodzonego samochodu, czy też wypłacenie odszkodowania w wysokości teoretycznej wartości auta i pozostawienie właściciela z niesprawnym wozem.

Szkoda zapewne całkowita

Uznanie szkody całkowitej nie zawsze musi oznaczać, że auto jest dokumentnie rozbite i nadaje się tylko na złom. Czasem wystarczą stosunkowo niewielkie uszkodzenia, by samochód został uznany za wrak – decyduje o tym rachunek ekonomiczny. Zazwyczaj koszty ewentualnej naprawy są przez ubezpieczyciela zawyżane, a wartość rynkowa pojazdu zaniżana, tak by wykazać brak sensu naprawy i ogłosić szkodę całkowitą. Ubezpieczyciel woli pozbyć się kłopotu, wypłacając użytkownikowi sumę, za którą i tak nie da się kupić takiego samego samochodu. Rozbity pojazd trafia zaś do handlarza, następnie jest naprawiany – zazwyczaj pokątnie, jak najmniejszym kosztem, po dziadowsku, w szarej strefie, z użyciem części niewiadomego pochodzenia. Po wszystkim z centymetrową warstwą szpachli trafia na sprzedaż, opatrzony zabawnym anonsem typu: „bezwypadek, autko zadbane, wsiadać i jeździć”.

Szkoda zdecydowanie nie całkowita

O tym, że wystrzelone poduszki powietrzne zostały wymienione na używane, nieświadomy nabywca być może przekona się przy okazji następnej kraksy, kiedy się nie otworzą. O jakości naprawy lakierniczej opowiedzą mu zaś „purchle”, które zaczną wyłazić kilka miesięcy po zakupie.

Wedle informacji przekazanych przez Radę Przedsiębiorstw przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorstw trwają prace nad stworzeniem technicznej i ekonomicznej definicji szkody całkowitej, tak by wiadomo było, kiedy stan techniczny klasyfikuje pojazd wyłącznie do stacji demontażu. Co z tych wysiłków wyjdzie – nie wiadomo. My podejrzewamy, że jak to u nas, wszystko gdzieś i tak utknie w ministerialnej szufladzie, aż w końcu wszyscy o tym zdążą zapomnieć do następnego wzmożenia. W naszym wesołym teatrzyku podobne kuplety były odgrywane już tyle razy, że zdążyliśmy przywyknąć.

Miejmy nadzieję, że chociaż uda się wprowadzić ten wpis w dowodzie. Może to trochę ucywilizuje nasz rynek, który od lat domaga się regulacji w interesie zarówno konsumentów jak i legalnie działających przedsiębiorców. Pora wreszcie przyciąć kwitnące od lat patologie i zakończyć choćby tę naszą szrotową balladę dziadowską o częściach, których nie można montować, ale można sprzedawać.

 

 

 

 

 

Zostaw Komentarz