Uśmiechem w koronawirusa
Redakcja Warsztatowca, a ściślej jej część, udała się do warsztatu, celem naprawy samochodu. Warsztat cieszy się lokalną renomą jako firma rzetelna, więc klientów mu nigdy nie brakowało. Tym razem jednak parking był prawie pusty, a właściciel, który zwykle pochłonięty jest gorączkowym zamawianiem części i wydawaniem dyspozycji, zajęty był przycinaniem badyli na pobliskiej wierzbie. – Pojutrze zamykamy i rozchodzimy się do domów – wyjaśnił. – Do kiedy? Do odwołania – dodał.
Dla odmiany inny nasz znajomy warsztat, zajmujący się ciężarówkami, absolutnie nie narzeka na brak zajęcia. Przewoźnicy, którzy mają w tej chwili mniej zleceń, oddają swe pojazdy do serwisu, by były w pełni sprawne, gdy będą potrzebne.
To że pandemię odczują wszystkie branże jest już pewne. Pewne jest również, że olbrzymie znaczenie, zarówno zdrowotne jak i gospodarcze, będą miały nastroje społeczne. Tę zależność ludzkość przećwiczyła wielokrotnie – np. 100 lat temu, kiedy świat ogarnęła pandemia grypy „hiszpanki”. Już wtedy przekonano się, że wszelkie działania na rzecz poprawy nastrojów są absolutnie nieodzowne, a rozbrajanie lęków humorem jest zdrowym odruchem.
Redakcja Warsztatowca zaobserwowała taką oto scenę. Kolejka przed apteką, wszyscy zachowują przepisowy dystans, wejść można tylko pojedynczo – atmosfera, co tu kryć, ponura. Nagle w pobliżu pojawiają się dwaj młodzi ludzie z gigantycznym głośnikiem, z którego rozlega się skoczna meksykańska melodia i słowa zrozumiałe na całym świecie: „coronavirus, coronavirus”! Tu od razu wyjaśniamy, że piosenka namawia do mycia rąk, powstrzymania się od spotkań ze znajomymi oraz używania środków dezynfekujących. Zapewne nikt ze stojących w kolejce nie zrozumiał z niej nic poza słowem na „k”, jednak na twarzach pojawiły się uśmiechy.