Własny holzgas, czyli jak wydolić na dywersyfikację dostaw ropy i gazu
„Marka Urals od końca targów z poniedziałku, czyli w ciągu pół doby potaniała w kontraktach z dostawą na maj o 112,7 % z 15,75 dolara za baryłkę do minus 2 dolarów. Oznacza to, że na ropę w plusowej cenie nie znaleźli się klienci i aby opróżnić choć trochę zapełnione magazyny, trzeba zachęty dla kupujących w postaci dopłat.
Ta niespotykana dotąd sytuacja jest konsekwencją tego, co się dzieje na rynku w Stanach Zjednoczonych. W poniedziałek ropa marki WTI momentami kosztowała minus 40 dolarów za baryłkę. Po tym jak cena amerykańskiej ropy po raz pierwszy w historii okazała się ujemna, także ceny na inne marki spadły”.
Zanim Czytelnicy pomyślą, że zjedliśmy słoik grzybków psylocybków i mamy właśnie omamy, spieszymy poinformować, że zacytowaliśmy doniesienia prasowe – tyle że sprzed dwóch lat. Jak wiadomo obecne ceny ropy naftowej osiągnęły wysokość przelotową samolotu pasażerskiego, a kierowcy przecierają oczy i szczypią się w policzek, widząc ceny na stacjach paliw. Benzyna jest już po 7 złotych, a olej napędowy grubo ponad. Zderzyliśmy obecną sytuację z tą historyczną, choć przecież nie tak dawną, żeby pokazać, że żyjemy w świecie, w którym wszelkie długoterminowe prognozy mają takie samą wartość, co wizje jasnowidzów i ustalenia tarocistek.
Przy okazji, spieszymy donieść, że beneficjentami obecnych trendów są nie tylko saudyjscy szejkowie i nafciarze z Teksasu, ale również nasze rodzime kochane przedsiębiorstwa narodowe. Akcje Orlenu i PGNiG poszły wyraźnie w górę, a to dlatego że jedni mają spory zapas ropy, a drudzy nie tylko sprowadzają gaz, ale również sami go wydobywają, zarówno tu w kraju, jak i na dzierżawionych złożach norweskich, tak więc aktualna wycena firm jest dla nich bardzo korzystna. Akcjonariuszom serdecznie gratulujemy.
Sami natomiast ubolewamy nad niedolą własną oraz wszystkich innych, którzy się na tę naftowo-gazową prosperity przymusowo zrzucają, tankując samochody i ogrzewając domy. Sytuacja polityczna, czyli straszliwa wojna w Ukrainie i pogłębiająca się skutkiem tego izolacja gospodarcza Rosji być może doprowadzi wkrótce do tego, że przestaniemy kupować gaz i ropę naftową ze Wschodu. Oczywiście w dłuższej perspektywie wyjdzie nam to na dobre, ale teraz dobrze by było, żeby Wuj Sam coś w tej sprawie zrobił i na przykład przycisnął OPEC, by kartel zwiększył wydobycie. Może nawet konieczne będzie przeproszenie się z reżimami w Wenezueli i Iranie, żeby odblokować światowe dostawy i uzupełnić niedobory.
Jak nie, to wstawimy sobie do domu kozę. Nie rogate zwierzę oczywiście, tylko piecyk, zaś samochód wyposażymy w generator holzgasu domowej konstrukcji, stary wynalazek powszechnie używany w czasach II wojny światowej. Będziemy niczym reymontowscy chłopi chodzić do lasu po chrust, uważając, żeby nas nie zdybał borowy. Ech, szlag by trafił takie czasy.