Wspomnienie o Inżynierze
Święto Niepodległości to dzień, kiedy do głowy przychodzą refleksje historyczne – również te związane z motoryzacją. W cieniu wielkich wydarzeń sprzed blisko 100 lat, o których przeczytać można w podręcznikach, zaczęły bowiem również powstawać zręby polskiego przemysłu samochodowego.
Skromniutkie to były początki. W 1918 roku na warszawskim Kamionku uruchomiono Centralne Warsztaty Samochodowe, które miały zająć się naprawami wszelkiego wojskowego sprzętu zmechanizowanego, jaki po I wojnie światowej został na terenie naszego kraju. Jak łatwo się domyślić, w biednej jak mysz kościelna, zrujnowanej przez wojenną zawieruchę Polsce motoryzacyjni pionierzy nie mieli łatwo. Borykano się z brakiem materiałów i nowoczesnego oprzyrządowania. Jedyne, czego w centralnych warsztatach nie brakowało, to entuzjazm i talenty tworzących je ludzi.
Warto tu przypomnieć postać inż. Tadeusza Tańskiego, genialnego konstruktora i wielkiego patrioty, który porzucił doskonale zapowiadającą się karierę we Francji, gdzie odnosił sukcesy jako budowniczy silników lotniczych, by podjąć się pracy dla odrodzonej ojczyzny.
Tański był autorem mnóstwa rozwiązań, które zaskakiwały pomysłowością i śmiałością. Jego dzieckiem był legendarny CWS T-1, pierwszy polski samochód, który wytwarzany był w krótkich seriach od 1927 roku. Pojazd ten słynął z tego, że można go było obsługiwać, mając do dyspozycji tylko jeden klucz płaski, bowiem w konstrukcji zastosowano zunifikowany rozmiar połączeń gwintowych – M10x1.5, z jedynym wyjątkiem, jaki stanowiły świece zapłonowe.
Z wytwarzania CWS T-1 zrezygnowano z powodów ekonomicznych, po zakupie licencji od Fiata. Montowane z seryjnie wytwarzanych podzespołów auta były po prostu tańsze od budowanych w warsztatowych warunkach CWS-ów. Nie umniejsza to jednak sukcesu polskich konstruktorów.
Tadeusz Tański pozostał w służbie dla Polski do końca życia. Po wybuchu II wojny światowej i klęsce kampanii wrześniowej zaangażował się w działalność konspiracyjną. W 1940 roku został aresztowany przez Niemców, a rok później zginął w KL Auschwitz.
Można się zastanawiać, jak potoczyłyby się losy polskiej motoryzacji, gdyby nie wojenny kataklizm. Może z czasem doczekalibyśmy się własnej marki samochodów? Wszak francuska SIMCA też zaczynała od montażu licencyjnych Fiatów.