Zgromadzenie entów podjęło decyzję

16 sty 2019

Przed laty zdanie egzaminu na prawo jazdy było w zasadzie formalnością. Egzaminatorzy sami przyjeżdżali do ośrodków szkolących kierowców i na miejscu urządzali egzaminy. W 1997 roku weszła jednak w życie ustawa Prawo o ruchu drogowym, na mocy której powołano Wojewódzkie Ośrodki Ruchu Drogowego, które objęły nadzór nad egzaminami. Wtedy też zaczęło się masowe oblewanie. Regułą było podchodzenie do egzaminu po kilka razy, zaś prawdziwą legendą WORDów stał się pewien niezłomny mieszkaniec Opola, który ma za sobą 118 prób.

Srogość egzaminatorów, oblewających kandydatów przede wszystkim na rozmaitych parkingowych szykanach, brała się stąd, że wojewódzkie ośrodki utrzymywały się niemal wyłącznie z opłat egzaminacyjnych. Zależność była więc prosta – im więcej uwalonych, tym więcej pieniędzy trafiało do wordowskiej kasy.

Ta, przyznajmy, dość patologiczna sytuacja stworzyła swoją „podpatologię”. Olbrzymią popularność w całym kraju zyskały bowiem ośrodki w Łomży i Ostrołęce, gdzie statystycznie najłatwiej było zdać egzamin, a do tego można było – uwaga – podchodzić do niego kilka razy w ciągu jednego dnia. W Warszawie tymczasem, między kolejnymi próbami, egzaminowany otrzymywał dobry miesiąc na ochłonięcie. Nic więc dziwnego, że do Łomży i Ostrołęki pielgrzymowali reflektanci z najdalszych zakątków Polski.

Zdaje się, że nadchodzi kres owego egzaminacyjnego urynkowienia. Ministerstwo Infrastruktury zapowiedziało bowiem, że zmieni zasady finansowania WORDów, które przejdą w całości na garnuszek budżetu. Dzięki temu, zdaniem pomysłodawców, odsetek oblanych egzaminów wyraźnie spadnie.

Dwie refleksje przychodzą nam do głowy. Pierwsza taka: czy koniecznie trzeba było czekać z tymi zmianami ponad 20 lat? Można odnieść wrażenie, że niektóre decyzje zapadają w urzędach centralnych po naradach tolkienowskich pasterzy drzew – entów, znanych ze swej niechęci do jakiejkolwiek pochopności.

Druga refleksja, a właściwie obawa jest taka, że być może, jak to mawiają rodacy wielkiego pisarza, spadniemy z patelni w ogień i bohatersko przezwyciężając jeden problem, stworzymy sobie inny. Dość łatwo sobie bowiem wyobrazić, że po przecięciu zależności przychodów WORDów od liczby przeprowadzonych egzaminów, okaże się, że na egzamin trzeba czekać już nie miesiąc, lecz trzy, a może i dłużej.

Zostaw Komentarz