Zima mrozi i grozi – elektrykom

27 sty 2021

Na jednym z portali opisane zostały wrażenia z krótkiej eksploatacji wypożyczonego elektrycznego samochodu uznanej marki. No więc wszystko przebiegłoby całkiem pomyślnie, gdyby nie odwiedziny „bestii ze wschodu”, czyli rosyjskiego mroźnego wyżu, który nas ogarnął na parę dni.

Wieczorem samochód meldował naładowanie baterii na poziomie 20%, co teoretycznie pozwalałoby przejechać jeszcze 40 km, jednakowoż po mroźnej nocy, kiedy temperatura spadła niemal do – 20 stopni, zmienił zdanie i zgodził się przejechać najwyżej 7 km, pod warunkiem, że kierowca będzie prowadził w palcie i czapce uszance, skrobiąc od wewnątrz przednią szybę, aby nie zamarzła, bo z włączonym ogrzewaniem dystans będzie jeszcze krótszy. Do najbliższej stacji szybkiego ładowania było akurat tyle kilometrów, żeby jazda dostarczyła kierowcy mocnych wrażeń. Samochód dojechał tam bowiem na ostatnich kilowatosekundach.

Dziennikarz nadmienił, że nie mógł naładować samochodu z domowego gniazdka, bo mieszka w bloku i musiałby pociągnąć z balkonu przedłużacz długości circa 200 metrów, a akurat takowego nie miał. Zapewne też rozwijanie tak długiego kabla wymagałoby stosownej zgody zakładu energetycznego, z opinią nadzoru technicznego i pieczątką.

Krótko mówiąc, zima mrozi i grozi, że kiedy rano zejdziemy na parking, zastaniemy elektryczny samochód rozłożony na obie łopatki. Cala historyjka jest anegdotyczna, ale można z niej wysnuć wnioski bardziej ogólne. Otóż wprowadzenie powszechnej elektromobilności to nie tylko wyprodukowanie miliona elektrycznych samochodów, ale również, a właściwie przede wszystkim, zapewnienie takiej infrastruktury, żeby z tego miliona można było normalnie korzystać. Tymczasem nasza energetyka jest w stanie opłakanym i mamy tu na myśli nie tylko nasze nieekologiczne elektrownie węglowe, które i tak nie zapewniają wystarczającej ilości prądu już teraz, ale również stare, połatane linie przesyłowe, domagające się coraz gwałtowniej olbrzymich inwestycji. Na zdrowy rozum wydawałoby się, że tym najpierw powinien zająć się rząd, a nie budowaniem fabryki elektrycznych samochodów, które nie wiadomo czym i gdzie będą ładowane.

Nawiasem mówiąc, idea elektrycznego samochodu zakłada, że każdy użytkownik może sobie ładować taki pojazd z domowej sieci, korzystając z niższej nocnej taryfy za prąd. Jest to jednak możliwe tylko wtedy, kiedy mamy odpowiednie warunki. Proponujemy zatem wprowadzenie programu sprzedaży narodowego samochodu elektrycznego w pakiecie z willą na przedmieściu. W tym miejscu przypominają się słowa innej piosenki z Kabaretu Starszych Panów: „Miał domek z ogródkiem i garaż, i auto, że każdy co nie miał, zaraz by mieć chciał to…”

Zostaw Komentarz