Europejski zakaz palenia

28 sie 2019

Nasza poczciwa Unia Europejska głowi się, jak odroczyć koniec świata, wpadła więc na pomysł zaostrzenia norm emisji CO2 w motoryzacji, by zmusić europejski przemysł do przestawienia się na produkcję samochodów elektrycznych. Kto temu nie podoła, zapłaci tak drakońskie kary, że odechce mu się produkować cokolwiek. Jeśli zatem uznać, że najwyższą formą ekologii w motoryzacji jest zrezygnowanie z produkcji samochodów, to jesteśmy na dobrej drodze do świetlanego celu.

Marudni malkontenci, tacy jak my, mają jednak pewne wątpliwości. Chętnie się nimi podzielimy, zwłaszcza że nie bardzo mamy czym innym. Otóż nikt nie przedstawił wyników rzetelnych i kompleksowych badań na temat tzw. śladu węglowego samochodów elektrycznych. Pojawiają się od czasu do czasu jakieś enuncjacje, ale dotyczą one opracowań tworzonych przez grupki naukowców na rozmaitych uczelniach. Nie są to jednak raporty, które powstają na zlecenie instytucji europejskich, a jak się zdaje, od tego właściwie należałoby zacząć całą dyskusję na temat przyszłości motoryzacji w Europie. W każdym razie można odnieść wrażenie, że europejscy decydenci bagatelizują problem emisji CO2 podczas wydobycia i przerobu rozmaitych surowców, w tym rzadkich pierwiastków, niezbędnych do produkcji samochodowych baterii. Większość tych metali pochodzi co prawda z dalekich krajów, gdzie nie obowiązują wyśrubowane normy ekologiczne, jednak atmosferze jest ganz egal, czy dwutlenek węgla zostanie wyemitowany w Europie, czy Afryce.

Nie wiadomo jeszcze również, ile prądu, którym ładowane będą baterie elektrycznych samochodów, pochodzić będzie ze źródeł odnawialnych, a ile ze spalania paliw, które nadal są ważnym elementem tzw. miksu energetycznego. W Niemczech na przykład wciąż połowa prądu produkowana jest z węgla i gazu ziemnego.

Wreszcie należałoby obliczyć, jak bardzo wprowadzenie nowych norm w UE przyczyni się do obniżenia globalnej emisji CO2. I to jest właściwie clou całej sprawy. Odnieść można bowiem wrażenie, że Unia Europejska, która tak ochoczo nakłada na siebie ekologiczne szykany o dość wątpliwej skuteczności w odniesieniu do skali zmian klimatycznych, jest kompletnie bezradna wobec straszliwego nieszczęścia, które naprawdę może nieodwracalnie zmienić świat. Pożary strawiły kilkanaście milionów hektarów tajgi na Syberii, czyli więcej niż wynosi cały zalesiony areał Polski. W Amazonii płoną zaś deszczowe lasy, podpalane przez obszarników chcących przerobić tlenodajną dżunglę na jedną wielką plantację soi i pastwisko dla krów.

Unia Europejska patrzy, załamuje ręce, biada i… proponuje przekazanie na cel walki z żywiołem kwoty tak żenująco niskiej, że aż wstyd ją wymieniać. Nadal za to kupuje wołowinę z Ameryki Łacińskiej – słowem, business as usual.

W kontekście tego kataklizmu, europejskie wysiłki ekologiczne można porównać do uchwalenia zakazu palenia papierosów na balkonie, podczas gdy pożar liże już płomieniami ściany domu.

Zostaw Komentarz